sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 5. Brutalnie


                - Żartujesz? Uwielbiam łyżwy! – pisnęłam niewiarygodnie irytującym tonem, starając się, by wszechobecną w moim głosie ironię dla odmiany zastąpiła nutka fałszywego podekscytowania.


5 minut później


            - Nienawidzę łyżew! – przyznałam w końcu, kiedy po raz setny upadłam na kolana. Moja irytacja ma swoje granice. Nieświadoma faktu, że Aaron właśnie pochylał się nade mną, żeby zeskrobać mnie z lodowiska, dosyć gwałtownie podniosłam się z gruntu, do którego powoli zaczynałam przymarzać. Na tyle gwałtownie, że moja twarz zderzyła się z jego twarzą z niewysłowioną siłą. I BUM! Tym razem wylądowałam na plecach. Odruchowo złapałam się za nos, który w tym zderzeniu ucierpiał najbardziej i z przerażeniem odkryłam, że krwawię. 
            - Nic ci nie jest? – zapytał szatyn, szczerze zaniepokojony i wyciągnął w moim kierunku rękę, by pomóc mi wstać.
            - Zostaw mnie tutaj, żebym mogła wykrwawić się na śmierć – wydukałam, czując, jak łzy mimowolnie napływają mi do oczu. Mocno oberwałam. Złapał mnie za policzki i delikatnie odchylił moją głowę do tyłu. – Jak możesz być aż tak idealny? Przecież to nienaturalne – palnęłam, kiedy ten tak troskliwie odgarnął pasmo moich niesfornych włosów do tyłu. Majaczyłam. Można mi to wybaczyć. Ostatecznie nieśmiało podałam mu kończynę górną (korzystając ze sposobności, że akurat była jeszcze cała), a on jakimś cudem pomógł mi stanąć na nogi.
            Nie musiałam go długo przekonywać, żeby zabrał mnie do domu (naturalnie mojego, nie ma tak dobrze). Po drodze jakieś milion razy przepraszał mnie za to co się stało. Powtarzanie wyuczonej formułki: „naprawdę nic mi nie jest” nie było w stanie sprawić, by choć na chwilę zapomniał o wyrzutach sumienia. Przecież mój pusty łeb też brał w tym udział, nie rozumiem dlaczego wziął całą winę na siebie. Kiedy zatrzymał się pod domostwem pana Wilsona, a jak pewnie pamiętacie zawsze odprowadzał mnie dokładnie do tego miejsca, bo jakoś nigdy nie wpadłam na to, by wyprowadzić go z błędu, wydałam z siebie ten budzący grozę okrzyk:
            - Mieszkam tam! – wskazałam palcem odpowiedni budynek znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej. Spuścił wzrok.
            Oczywiście, że za bardzo się uniosłam. Milczenie było sto razy gorsze od tych ckliwych tekstów, którymi próbował wyrazić swoją skruchę. Teraz to ja biłam się z myślami. Straszna ze mnie zołza. A on tak bardzo się starał!
            Tym razem zatrzymał się dopiero pod właściwymi drzwiami.
            - Możesz już sobie iść – rzuciłam tym wrednym tonem, którego tak bardzo u siebie nie lubiłam, jednocześnie wchodząc do środka. Po chwili zastanowienia dodałam już dużo łagodniej: - Albo możesz przynieść mi trochę lodu.
            Jakbym jeszcze nie miała dosyć wody w tym akurat stanie skupienia!
            Usiadłam na kanapie, czując ogromną ulgę. Przywarłam do tego niewiarygodnie miękkiego oparcia i ani śmiałam się stamtąd ruszyć. Zamknęłam oczy, by ulżyć swojemu cierpieniu. Po chwili poczułam, jak Aaron przykłada mi ten zimny okład i mimo wszelkich starań, włożonych w to, żeby udawać, że wcale nie jest tak źle, jak mogłoby to wyglądać, syknęłam z bólu.
            - Dziękuję – jęknęłam cicho.
            Naprawdę czułam się dziwacznie. Ledwo kontaktowałam. Najchętniej w dalszym ciągu napawałabym się ciszą, jednak nie było mi to dane.
            - O, Claire! Masz okres? – spytał Andrew, parskając śmiechem, po czym zniknął na dłuższą chwilę. Niestety wrócił. Z paczką tamponów w dłoni. Dosłownie rzucił nimi we mnie i zaśmiał się szyderczo. Czy do niego jeszcze nie dotarło, że cierpiałam w dosłownym tego słowa znaczeniu?
            Nie minęło nawet trzydzieści sekund, kiedy usłyszałam głos taty, dobiegający z kuchni:
            - Claire! Możesz mi pomóc?
            - Nie, Ted. Jestem tak jakby zajęta! – odparłam nieco opryskliwie, napotykając przy tym na karcący wzrok Ramseya. Tak, zwracam się do ojca po imieniu. Tak, wiem, że znowu nie potrafiłam pohamować swojej złośliwej natury.
            Głowa rodziny dosłownie wychyliła się zza kuchennych drzwi, mrucząc coś jakby ciche „dobry wieczór”.
            - Nie mówiłaś, że przyprowadzisz swojego absztyfikanta.
            - Ted! – warknęłam zdrowo sfrustrowana. – Zatkaj uszy, Aaron.
            I co z tego, że się zaśmiał, skoro i tak usłyszał już za dużo? Moja rodzina zawsze była taka wspierająca i wyrozumiała! Rileyowie ewidentnie mają kompromitację we krwi.
           


Godzinę później


            Czy ja w ogóle posiadam jeszcze rozum? Ja rozumiem, że w tej rodzinie bardzo łatwo go zatracić, no ale litości.
            Ktoś zapukał do drzwi mojej sypialni, więc bez wahania krzyknęłam krótkie: „proszę”, bo myślałam, że to Ted albo Andrew, w najgorszym wypadku Alice (najgorszym pod tym względem, że na tę chwilę wolałabym, żeby możliwie jak najmniej osób oglądało mnie w tym stanie).
            Wilshere nie potrafił pohamować śmiechu. Ile czasu może trwać histeryczny napad spazmatycznego chichotu? W moim mniemaniu trwało to całą wieczność. Zdążyłam już nawet wyciągnąć ten pieprzony tampon z nosa.
            Zapamiętaj: nigdy, ale to przenigdy nie stosuj się do porad starszego brata, bo ten albo rzeczywiście chce ci pomóc, albo (i to już dużo bardziej prawdopodobne) cieszy go twoja bezradność i chce się zabawić twoim kosztem.
             - Nienawidzę cię - owszem, tylko tyle miałam mu do powiedzenia. Obróciłam się do niego tyłem, podkulając kolana pod samą brodę i jakby nigdy nic zaczęłam malować paznokcie na wściekle czerwony kolor. Postanowiłam udawać obrażoną na śmierć.
            - Claire… - szepnął tym swoim niesamowicie męskim głosem. Ktoś tu miał chyba nadwyżkę hormonów, bo czy to normalne, żeby brzmieć w ten sposób już w tak młodym wieku? Dlaczego w ogóle analizuję to za każdym razem gdy tylko otworzy usta? I wreszcie: dlaczego zasypuję sama siebie pytaniami, na które nie potrafię odpowiedzieć? Nieważne. Teraz Wilshere powtarzał moje imię nieskończoną ilość razy, szturchając mnie przy tym łokciem, a wszystko po to, żebym zwróciła na niego uwagę. Co za prymityw. – Claire, gniewasz się na mnie? – zapytał w końcu tak rozczulającym tonem, że parsknęłam śmiechem. Tylko na to czekał. – Ktoś tu był na randce i nie zamierza się tym chwalić.
            - To nie była randka, tylko spektakularna katastrofa. Mój specyficzny opatrunek jak widać nie dał ci do myślenia, więc pozwól, że cię oświecę – mój nos krwawi, a raczej krwawił, bo etap, w którym strużki krwi spływały po mojej brodzie mamy już widocznie za sobą.
            - Uderzył cię?
            - Boże, nie!
            - No tak. Mówimy o Aaronie. Powinienem był cię uprzedzić.
            - O czym ty mówisz? – skrzyżowałam ręce na piersi i rzuciłam mu jedno z tych oskarżycielskich spojrzeń. Myślałam, że jak zwykle zgrabnie przejdzie do swojej ulubionej czynności, jaką od zawsze było nabijanie się ze mnie, ale nie tym razem. Jack Wilshere był bardziej poważny niż kiedykolwiek, a to do niego ani trochę niepodobne.
            - Bo widzisz, każda „nieskazitelna istota”, jak ty to ładnie określiłaś, nadając Ramseyowi ten przydomek, musi posiadać jakiś defekt – zaczął spokojnie, nadmiernie przy tym gestykulując i przybierając minę domorosłego psychologa. Uniosłam brew ze zdziwienia, niecierpliwie wyczekując puenty. – W jego przypadku jest to pech. Zwyczajnie prześladuje go pech.
            - To tak jak mnie. Ale mi to nowość.
            - Nie, ty jesteś raczej niezdarna. Jego natomiast szczęście omija szerokim łukiem.
            - Hej, dzięki! – walnęłam go poduszką, bo akurat była pod ręką, ale nie wiem jak by się to skończyło, gdyby gdzieś w pobliżu leżała jakaś cegła, ewentualnie patelnia. – A jaki jest twój defekt, geniuszu?
            - Nie mam takowego – wzruszył ramionami, a kiedy po chwili głębokiej refleksji na jego twarzy zagościł arogancki uśmiech, błyskawicznie dodał: - Ale dobrze wiedzieć, że uważasz mnie za nieskazitelną istotę.
            - Przystopuj, Apollo – poklepałam go krzepiąco po ramieniu i obdarzyłam najbardziej ironicznym uśmiechem, na jaki było mnie stać. Skubaniec zawsze łapie mnie za słówka. Muszę bardziej uważać na to, co mówię. – A tak właściwie, to po co przyszedłeś?
            - Co prawda nie zasłużyłaś sobie na to, ale ponieważ wyjeżdżasz na święta… - szatyn pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym po chwili wahania podał mi małe zawiniątko. – Nie wspominając już o tym, że dałem ci już twój wymarzony prezent. Jakbyś zdążyła już zapomnieć, to dzięki mnie twój ósmy cud świata klepnął cię w tyłek.
            - Jesteś najlepszym świętym Mikołajem jakiego znam – przyznałam, choć nadal na samą myśl o tej akcji z choinkowym przebraniem robi mi się niedobrze.
            - Otwórz go dopiero jak sobie pójdę, żebym nie musiał oglądać twojej rozczarowanej miny, jeśli ci się nie spodoba. Byłoby niezręcznie.
            Jak w ogóle mógł pomyśleć, że nie spodoba mi się płyta Beatlesów? Nie, on musiał wiedzieć, że Revolver to absolutny must-have każdego zadeklarowanego fana i perfidnie, bez żadnych skrupułów droczył się ze mną. Bałam się, że po pozbyciu się starannie posklejanego papieru ozdobnego, moim oczom ukaże się coś w rodzaju Kamasutry i karteczki z napisem: „to takie trochę bardziej dla Aarona”, ale widocznie to tylko moja wyobraźnia wkroczyła na wyższy poziom perwersyjnej kreatywności.
            Niestety musiałam zabrać się za pakowanie swoich rzeczy. Święta we trójkę to po prostu nie jest dobry pomysł. Przeżyłam to na własnej skórze. Spędzenie ich u ciotki Emmy było nie tyle najlepszą, co jedyną dostępną opcją. I tak skończyłam w różowym pokoju jej córki, co wieczór wydzwaniając do Alice i bezwstydnie szlochając nad własnym losem.
            Tuż przed wyjazdem podrzuciłam Wilshere’owi egzemplarz jednej z moich ulubionych książek. Wiedziałam, że Zabić drozda od razu wyląduje w kącie, spędzi tam najbliższą dekadę, stopniowo odchodząc w zapomnienie i w najgorszym wypadku posłuży mu jako podkładka pod obłocone korki a jednak nie mogłam powstrzymać się przed tym, by wręczyć mu coś nad wyraz osobistego.


__________________________________________________


Dobra, mam nadzieję,  że nie przynudzam, bo ze wszystkich możliwych reakcji, jakie mogłabym w Was wzbudzić, nuda byłaby tą najgorszą, przynajmniej dla mnie. Tak więc mam nadzieję, że rozdział nie wyrządził większej krzywdy w Waszej psychice.



Szczęśliwego!

28 komentarzy:

  1. juuupi, chyba mój nowy rekord w szybkości zobaczenia nowego rozdziału :D tak dla szpanu dodam komentarz, a teraz czytam.
    + ponieważ zawsze zaczynam od tej notki od Ciebie, to bez przeczytania wiem, że nie ma takiej opcji, żeby twój rozdział mnie nudził! o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację xD to daje Ci jakieś +987543457898754345678 do fajności xD

      Usuń
  2. Kobieto, uwielbiam Cię. <3
    Te opowiadanie jest niesamowite.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww jaki Ramsey troskliwy na początku. Szkoda że Claire nie jest zadowolona z wypadu na łyżwy. Każdą chwilą z Aaronem trzeba się chwalić a jak innczej? haha. Ciekawa jestem jak przejdą święta, a może Claire dostanie jakiś fajny prezent od Aarona? Pozdrawiam, i szczęśliwego życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że Claire jest zadowolona z tego wypadu tylko jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, bo musi to odchorować xD sama rozumiesz... cierpi fizycznie.

      dziękuję i nawzajem!

      Usuń
  4. Czekaj, czekaj... Ktoś tu coś wspominał o nudzie? Coś mi się obiło o uszy, ale po prostu nie mam pojęcia jak coś takiego komukolwiek mogłoby przyjść do głowy. ;)
    Okej. Mogliśmy się już przyzwyczaić do Claire i jej niezdarności, więc w sumie krwotok z nosa nie jest jakimś specjalnym zaskoczeniem, aczkolwiek cała akcja całkiem niezła :D Szczególnie Ted i kompromitacja we krwi, hahaha :D
    Mrrr, niesamowicie seksowny głos Jacka przemawia na jego korzyść <3 I przyniósł jej prezent! I to trafiony prezent. Jest taki słodki *,*
    Haha, jeśli moje tępo dodawania nowych rozdziałów się nie zmieni, to ty zdążysz skończyć to, a ja będę w połowie mojego XD no nie ważne :D
    Całuski, życzę genialnego Nowego Roku! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahhahahha :D no wiesz, ja nabrałam rozpędu, bo Jack z tym swoim niewiarygodnie seksownym głosem i dołeczkami w policzkach stale dostarcza mi inspiracji xD
      opisując akcję z krwotokiem czułam jakbym się powtarzała, podobnie jak z brakiem koszulki ostatnio, ale mam nadzieję, że mimo wszystko nadałam temu wszystkiemu nowe życie. poza tym niech Claire ma coś od życia! BACH, BACH, BACH, Aaron half naked. poza tym nie mogę za wiele zdradzić, ale to zaledwie kropla w morzu niezdarności, które stopniowo będzie zalewało główną bohaterkę xD jestem potworem! potworem, który dopadł klawiaturę!
      musiałam zrobić z Wilshere'a na koniec słodziaka, tak specjalnie dla Ciebie.
      a wiesz, że dopiero jak napisałam to jedno zdanie z kompromitacją we krwi, to zdałam sobie sprawę z tego, że nadałam temu drugie dno? xD
      i dobrze, że jednak nie nudzi :)
      Boże, sama sobie piszę monologi, what's wrong with me?

      Usuń
  5. hahahaha, Jack jest wgl cały seksowny i słodki <3 do schrupania :D a pan Aaron może się wypchać, ha! (no chyba, że nastąpi niewiarygodny zwrot akcji i Aaron jakoś mega pozytywnie czymś mnie zaskoczy, ale na razie jest po prostu Aaronem...)
    oczywiście, za te wszystkie nieszczęścia należy się dziewczynie niespodzianka od życia w postaci nagiego torsu Aarona! :D
    no właśnie, jak je napisałam w komentarzu to także zauważyłam, że można je dwojako interpretować. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaron może się wypchać, serio?
      http://24.media.tumblr.com/2ee41a964dc3f7d233d13e608cf072a9/tumblr_mfrpiaCq5W1qgd28ro1_500.png serio? xD

      Usuń
    2. Nie. Hahahahahaha :D Oczywiście wiemy jaki to on nie jest zajebiście seksowny i przystojny (i nie przeczę *,*) no ale moja uwielbienie do Jacka jest zbyt duże, żebym zmieniła zdanie po zobaczeniu tego zdjęcia. Zwyczajnie nie darzę Aarona zbyt wielką sympatią. Może dlatego, że mam skłonność ku 'kibicowaniu' facetom odwrotnie niż robi to główna bohaterka. O ile wiesz o czym mówię. xD Cóż, po prostu Jack już na początku zdobył moją wielką sympatię, o. :D To trochę jak z Mattem i Rachel (aczkolwiek tam sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej i przyznaję, że jestem totalnie zadowolona z tego jak to się wszystko skończyło). No nie ważne. Na razie- JACK *,*
      PS brawo jak się nie pogubiłaś, haha :D

      Usuń
    3. wymyśl mi jeszcze nazwę dla ich relationshipa skoro jesteś jego fanem xD Clairack? Rilshere? Wilshey? przyda się przy pisaniu kolejnych rozdziałów.

      Usuń
  6. Ech, co ja mogę powiedzieć.
    Wciągnęłam dziś całe Twoje opowiadanie na raz i muszę przyznać, że je UWIELBIAM.
    Tak fajnie to wszystko opisujesz, lubię główną bohaterkę, myślę, że byśmy się zakumplowały w prawdziwym świecie :D
    A do tego Jack jest tutaj taki słodki...
    Rozpłynęłam się :D

    No i oczywiście nie mogę się doczekać ciągu dalszego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję xD nie wierzę, że przebrnęłaś przez to wszystko jednego dnia. no, może nie ma tego aż tak dużo, ale jednak. to chyba największy komplement, bo świadczy o tym, że moje opowiadanie może kogoś wciągnąć.

      Usuń
  7. Jeśli masz ochotę to Zapraszam na nowy rozdział: Because I love you: http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/01/rozdzia-3iii.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam przez przypadek, ale jestem zadowolona ;D Nawet bardzo, akcja z tamponami genialna. Takich śmiesznych momentów jest więcej, a główna bohaterka jest geniuszem wpadek. Jestem ciekawa jak się potoczą jej dalsze losy. Tak przystojnego przyjaciela to ja zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) i sama zazdroszczę Claire tej całej przyjaźni.

      Usuń
  9. Zapraszam na nowy rozdział: http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/01/rozdzia-4iv.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak wchodzę tu z nadzieją, że może jakimś cudem jest coś nowego, przeglądam komentarze, patrzę i nie wierzę! Byłam pewna, że zostawiałam tu kilka słów od siebie. Ktoś tu mnie robi w butelkę: albo blogspot, albo moja pamięć (stawiam na to drugie, ale i tak winę zwalam na to pierwsze). Ale wracając... Nie wiem, czy bardziej zazdroszczę Claire przyjaciela, czy współczuję niezdarności. To niesamowite, że mimo tylu nieszczęść ona i tak jest taką pozytywną osobą. Ja już bym się pewnie dawno załamała gdyby mi los takie rzeczy odstawiał. A jej ojciec rozwalił system równo XD. Absztyfikant. Maatko, chyba bym się ze wstydu spaliła na jej miejscu. No i ten Jaaaack. Och, och, och... Nie wiem, co ona widzi w Aaronie (dobra, wiem, ale udaję, że niewiem, bo wolę Jacka XD), kiedy pod nosem ma TAKIEGO przyjaciela. Ach... No się rozmarzyłam. Więc lepiej już skończę.
    A gdybyś miała ochotę, to u mnie jakieś nowe bazgroły, z których niekoniecznie jestem dumna, więc wchodzisz na własną odpowiedzialność :PP.
    Czekam na coś nowego z wielką ciekawością i niecierpliwością!

    SliverL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, w przyrodzie musi zostać zachowana pewna równowaga, skoro Jack to jej przyjaciel, to i tak ma jakieś +miliard do bycia szczęściarą, więc taka tam subtelna niezdarność schodzi na dalszy plan. na swój specyficzny sposób jest nawet odrobinę urocza. tak mi się wydaje.
      w sekrecie mogę Ci wyznać, że też wolę Jacka, ale celowo umieściłam Aarona w opowiadaniu, bo skoro wszyscy i tak robią z niego czarną owcę, to pomyślałam, że jak wykreuję go na totalnego pechowca, to nikt nie będzie miał mi tego za złe xD a że połączenie niezdary i pechowca prowadzi do bardzo dziwnych sytuacji to już całkiem inna historia.

      Usuń
    2. No tak, tak. Co za dużo to niezdrowo. Jeszcze by jej się w głowie poprzewracało od nadmiaru szczęścia. I tak, jest urocza :D. Już się nie mogę doczekać tych dziwnych sytuacji. Kiedy ukrócisz nasze męki i podzielisz się nowym rozdziałem? ;)

      SilverL

      Usuń
    3. mam już połowę! postaram się dodać coś już jutro. ptu, dzisiaj! :) ale jeśli się nie wyrobię, to proszę, nie bij.

      Usuń
  11. Zapraszam na nowośc na gunner-love.blogspot.com

    P.S. Czekam na nowośc u Ciebie. Skomentuje wtedy dwa rozdzialy na raz, bo aktualny czytałam jakis czas temu i nie chce teraz jakoś namieszać komentując :) W każdym bądź razie jestem na bieżąco

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzisiaj przypadkowo znalazłam twoje opowiadanie. Bardzo mnie zaciekawiło i nie potrafiłam się oderwać :D uwielbiam to opowiadanie! Masz świetny styl pisania i tak dokładnie wszystko opisujesz. Do tego główni bohaterowie Aaron I Jack są tacy słodcy <3
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! :)

    Pozdrawiam.

    Jeśli znajdziesz chwilę czasu zajrzyj także do mnie :)
    http://moje-serce-bije-dla-ciebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) jasne, chętnie zajrzę tam w wolnej chwili.

      Usuń
  13. Nowy rozdział: http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/01/rozdzia-6vi.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziękuję oczywiście za komentarz u mnie. Ale ja mam ważne pytanie: kiedy u Ciebie pojawi się nowość, hm?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem w trakcie pisania xD w sensie teraz, w tej chwili piszę.

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń