sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 3. W zimną, zimną noc


                Andrew przyjechał do domu na weekend. Chciałam nocować u Alice, ale tak się jakoś złożyło, że ostatecznie to ona wparowała do mojego domu z piżamą i zapasem słodyczy dla całej armii, a ja nie miałam serca, by wyprowadzać ją z błędu tudzież odprawić ją z kwitkiem po tym jak zaczęła wymachiwać mi przed nosem tabliczką czekolady. Wiecie, mamy swój grafik. Raz ja śpię u niej, raz ona u mnie. Dlaczego ona zawsze wprasza się do mnie kiedy raz na ruski rok wraca mój brat marnotrawny?
            Ja rozumiem, że jest przystojny. Musiała zostać zachowana równowaga we wszechświecie i takie tam. Cała uroda po rodzicach przeszła chyba na niego, dlatego ja urodziłam się taka wybrakowana. Wysoki, brązowooki brunet. Przerabiałam to tyle razy. Miałam nadzieję, że przynajmniej Alice uniknie losu nieszczęśliwie podkochującej się w Riley’u.
            Tymczasem zanim zdążyłam zareagować, oglądali już sobie „Prison Break’a” w jego sypialni, a ja zostałam sama jak ten palec. Ona w tej swojej piżamce w krowy na pastwisku, trzepocząca rzęsami, on wybiegający spod prysznica tylko po to, by obejrzeć kolejny odcinek ulubionego serialu… Boże, dlaczego? Owszem, towarzyszyłam im przez jakiś czas, ale litości, nawet ja nie mogłam znieść tak dalece rozwiniętej ignorancji. Zachowywali się tak, jakby mnie tam nie było.
            - To on nie siedzi w więzieniu? – zapytałam w końcu i każde z nich rzuciło mi tak karcące spojrzenie, że wolałam ulotnić się stamtąd póki jeszcze nie wpadli na pomysł, przez który sami mogliby trafić za kratki.
            Ugryzłam się w język, żeby nie rzucić iście kąśliwej uwagi.
            Koło dwudziestej drugiej wpadł do mnie Jack, bo myślał, że załapie się na babski wieczór. Rzucanie poduchami i takie tam. Dlaczego faceci zawsze myślą, że to właśnie na tym polega? Oj, musiał się grubo rozczarować, kiedy zastał mnie samotnie krzątającą się w kuchni.
            - Zaniesiesz im herbatę – zakomenderowałam, podając mu dwie filiżanki parującego napoju.
            - Dlaczego ty tego nie zrobisz? – uniósł jedną brew do góry, mierząc mnie lekko zdezorientowanym wzrokiem. Gdyby nie baby, to faceci niczego, ale to niczego by się nie domyślili. Nigdy.
            - Jeżeli robią tam coś niemoralnego, to ja po prostu nie chcę o tym wiedzieć – przewróciłam teatralnie oczami, karcąc się w myślach za to, że coś takiego w ogóle przyszło mi do głowy.
            Westchnął ciężko, ale zrobił to o co go prosiłam i przepadł jak kamień w wodę. Wrócił po jakiejś godzinie, rozemocjonowany „niewiarygodnie dobrym epizodem”. Pokój mojego brata to jaskinia zła.
            - Co oni tam robią? – spytałam poirytowana do granic możliwości.
            - A jak myślisz? Oglądają serial. Jesteś przewrażliwiona, Claire – troskliwie przyłożył rękę do mojego czoła, żeby sprawdzić, czy aby przypadkiem nie mam podwyższonej temperatury.
            - Widziałeś jej piżamkę? W takim stroju przed nim paradować! – odburknęłam oburzona, krzyżując ręce na wysokości piersi.
            - O ile się nie mylę, to na jej koszulce widnieje wizerunek krowy. Świni zresztą chyba też – uśmiechnął się na samo wspomnienie owego stroju. – Dlaczego tak bardzo się tym przejęłaś? Zajmij się lepiej czymś pożytecznym. Podrywaniem Aarona na przykład.
            No to się tym zajęłam. Tak jakby. Cóż, moje metody pozostawiają wiele do życzenia.
            - Wychodzimy – oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu, złapał mnie za rękę i zaprowadził do mojej sypialni. Fajnie by było, gdyby zrobił to w innym celu. Otworzył szafę i po spenetrowaniu tuzina wieszaków, wyjął z niej czarny skrawek materiału. Sukienkę. Z dezaprobatą pokręciłam głową, ale po dalszych, bezowocnych zresztą pertraktacjach, doszłam do wniosku, że kiecka do kolan to jednak lepszy pomysł niż te ultrakrótkie szorty, które wynalazł później gdzieś na dnie całej sterty ubrań. Szybko jednak odezwała się we mnie natura buntownika i ostro sprzeciwiłam się mu, kiedy kazał założyć mi szpilki.
            - Nie jesteś gejem. Nie możesz mi doradzać w takiej sprawie! – syknęłam, zabrałam ze sobą sukienkę i te cholerne buty na niewiarygodnie wysokim obcasie (ależ ze mnie rebeliant) i zniknęłam w łazience.


Godzinę później

            Jack zaczął podrywać dziewczynę siedzącą samotnie w kącie pokoju. Desperat.
            Była dosyć ładna. Wydawało mi się, że nie w jego typie, ale widocznie kolejne drinki sprawiały, że był coraz mniej wymagający. Swoją drogą nie powinien pić tak szybko i zachłannie. Ja go do domu prowadzić nie będę!
            Utkwiłam obojętny wzrok w kieliszku wypełnionym alkoholem, by po chwili znowu przenieść go na ów blondynkę z doczepianymi rzęsami. Aaron od jakichś piętnastu minut bezustannie próbował podtrzymać rozmowę, ale nie potrafiłam się na tyle skoncentrować, by odpowiedzieć mu coś poza cichym „acha”, ewentualnie „no tak”.
            Wilshere nieźle to sobie wymyślił. Inicjował nasze spotkania tak często jak tylko się dało. Że też Ramsey się w tym wszystkim jeszcze nie połapał. Przecież Jacky dosłownie wpychał mnie w jego ramiona. Ilekroć umawiali się na „męskie spotkanie”, dziwnym trafem ja pojawiałam się w umówionym miejscu i o umówionej porze. Czysty przypadek, prawda?
Znowu trafiliśmy do jego domu i znowu zebrało się więcej osób, niż mogłabym przewidzieć. Cholerny Aaron Ramsey przyciągał kłopoty jak magnes. Bo po kiego grzyba sprowadzać tu tyle tlenionych pseudomodelek?
            - Słyszałaś o tej aferze z siarkowodorem w naszej szkole? – zagaił  szatyn, a ja o mały włos nie zadławiłam się wypitą ciurkiem porcją whisky.
            - To moja sprawka. Moja i Alice – wydukałam, czując, że moje policzki nabierają coraz intensywniejszego zabarwienia, dążąc do upodobnienia się do koloru dojrzałych pomidorów. Pomyliłyśmy zlewki, wymieszałyśmy ze sobą nie to co trzeba i doprowadziłyśmy do tego, że całe laboratorium chemiczne wypełniła nieprzyjemna woń przypominająca zapach zgniłych jaj. – Do zapamiętania: nie biegaj po sali z próbówką, bo nigdy nie wiesz, jaki związek możesz trzymać w dłoni.
            - Czy to nie grozi przypadkiem poważnym zatruciem?
            - W ciągu kilku minut może nastąpić śmierć przez uduszenie. Chyba dlatego pan Martin tak bardzo się zdenerwował, że rozdzielił nasz mały team.
            Zaśmiał się w ten swój słodki do granic możliwości sposób, a ja znowu złapałam się na tym, że podobnie jak ponad rok temu, totalnie poddaję się jego urokowi, czytaj walorom wizualnym.
            Swoją drogą to mógłby być niezły patent, ten siarkowodór. Chyba tylko w ten sposób mogłabym zaprzeć mu dech w piersiach. Mimo wszystko jednak wolałabym rozmawiać o chemii między nami, czy coś w tym stylu.
            Spoglądałam na tę dziewoję podrywającą mojego przyjaciela i fantazjowałam o pobiciu jej krzesłem, w najgorszym wypadku kuflem. Już ja znajdę mu kogoś porządnego! Każda, tylko nie ona.
            Mój rozmówca, o którym już prawie zapomniałam zbliżył się do mnie do tego stopnia, że owionął mnie intensywny zapach jego perfum (o Boże, jak on cudownie pachniał) i szepnął konspiracyjnie:
            - Za moment zabijesz ją wzrokiem. Doliczając do tego nauczyciela chemii, będą już dwie ofiary w tym tygodniu.
            - Gardzę wszystkim, co ona sobą reprezentuje – syknęłam pod nosem, zła na samą siebie, że dopuściłam do tego, by moje emocje po raz kolejny stały się widoczne nawet dla postronnego obserwatora. – I jest taka płaska! – dodałam po chwili, jednocześnie zerkając na własny dekolt. Boże, czy ja to naprawdę powiedziałam na głos?
            - Tak, to rzeczywiście straszne – odparł ironicznie, przeczesując nieskazitelnie ułożone włosy palcami, a jego wzrok powędrował tam, gdzie mój kilkanaście sekund wcześniej. Cóż, udam, że tego nie widziałam.
            Zapowiadała się długa noc.    
                       


Jeszcze trochę później

            - Chyba wolałby, żeby jego matka nie widziała go w takim stanie – powiedziałam w końcu, a on nie przestając się uśmiechać, przyśpiewywał coś cicho pod nosem. Taki tam pijacki bełkot. – Niech stracę. Śpi u mnie – warknęłam zniesmaczona, kiedy Aaron nie wykazał żadnej, ale to żadnej reakcji na wieść o smutnym losie swojego kumpla.
            - Odprowadzę cię – odparł i prawie natychmiast się poprawił: - Was. Odprowadzę was. – złapał Jacka pod ramię. Ja szłam sobie obok i ładnie wyglądałam, od czasu do czasu łapiąc go za koszulkę, gdy ten za bardzo się zataczał. A może to ja się zataczałam przez te szpilki? Trudno określić. W każdym razie mogłam zwalić wszystko na naszego pijaczynę. Ramsey zatrzymał się pod domem pana Wilsona, och zgrozo. Powtórka z rozrywki. Właśnie miałam mu wytłumaczyć, że po raz drugi pomylił budynki, ale ten wypalił krótkie: „cześć” i sobie poszedł.
            Spojrzałam na przyjaciela z politowaniem. Objęłam go w pasie i kroczek po kroczku przebyliśmy najdłuższe pięćdziesiąt metrów w moim życiu. Po drodze złamałam nawet obcas.
            Trochę mi się poobijał w międzyczasie, zwłaszcza kiedy nie potrafiłam go przecisnąć przez drzwi, ale mam nadzieję, że zapomni o małym zderzeniu jego czoła z ich framugą. Co prawda wtedy jeszcze kontaktował, ale nie był w najlepszej formie psychicznej. Nie mówiąc już o trudnościach z poruszaniem się. Zwyczajnie pchnęłam go na kanapę. Tam już jego bezwładne ciało jakoś samo się dostosowało do jej kształtu. Głową zwisał jakieś pięć centymetrów nad drewnianą podłogą, ale widocznie było mu wygodnie, bo nie narzekał, a ja nie byłam na tyle trzeźwa, by przewidzieć, że następnego dnia może się skarżyć na niewysłowiony ból karku.
            - Claire… - zaczął tym swoim niskim, zachrypniętym głosem, jakby oczekując potwierdzenia, że nadal jestem w pobliżu.
            - Tak? – szepnęłam, włączając telewizor. Być może za bardzo się nad nim litowałam, ale pozwoliłam mu na to, żeby położył głowę na moich udach. Nazwijcie to przypływem empatii. Może po prostu wyglądał zbyt uroczo i żałośnie z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem błąkającym się w kącikach jego pełnych ust.
            - Jesteś dla mnie za dobra.
            - Wiem – przyznałam mu rację, układając się wygodniej na sofie. Jeden, drugi, trzeci odcinek „Scrubs” i moje powieki stały się naprawdę ciężkie. Zasnęłam w półleżącej, trudnej do opisania pozycji. W szpilkach. Powinnam chyba powiedzieć, że w jednej szpilce, bo drugi but nie miał już nawet wyznaczników bycia szpilką. 


________________________________________


Rozdział dedykuję Karolli i Marcie, która to jest pierwowzorem Alice. 
Marta i jej piżama <3 

10 komentarzy:

  1. zacznę od końcówki i od tego, że jego "Jesteś dla mnie za dobra." według mnie brzmiało trochę jak "Nie zasługuję na ciebie" (sama nie wiem, dlaczego od razu nasunęła mi się takowa myśl), ale z myślą tą całkowicie się nie zgadzam. Moim skromnym zdaniem Jack zasługuję na tę odrobinę dobroci za jego starania. Zresztą, chłopak jest słodki <3 mam swego rodzaju pociąg do seksownym przyjaciół głównej bohaterki (^^)
    w czasie kiedy Jack podrywał tą płaską laskę, miałam wyraźne wrażenie, że Claire jest po prostu zazdrosna! ha! tak, tak, Claire jest zazdrosna.

    haha i tak sobie tylko myślę, że widok Claire w tej sukience i szpilkach mógł być też przyjemny dla samego Jacka :D chociaż nie rozumiem dlaczego nie ma tam fragmentu z jego zachwytem ;< rozumiem, pewnie chcesz być subtelna, ale ja i tak swoje wiem!

    swoją drogą ostatnie zdanie tej części "Godzinę później" jest wprost identyczne z ostatnim zdaniem mojego przedostatniego rozdziału. wątpię, żebyś zrobiła to specjalnie, a to oznacza o naszej niewątpliwej kompatybilności :D (po raz kolejny ^^)

    ach. i pragnę dodać, że to, że skoro rozmowa z Aaronem wyraźnie nie była dla Claire na tyle interesująca, żeby przestać zwracać uwagę na Jacka i jego... towarzyszkę, to może sam Aaron też nie jest wystarczająco interesujący, żeby oderwała swoją uwagę od samego Jacka? mam taką cichą nadzieję.

    ogólnie, to wygląda na to, że próbuję zeswatać przyjaciół nie dość że (w pewien, mało subtelny sposób) w moim opowiadaniu, to jeszcze teraz w twoim. nie chodzi o to, że nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, ale kiedy w grę wchodzi nutka zazdrości i pociąg do tej drugiej strony, to wiedz, że coś się dzieję! :D
    i nie myśl, że nie zauważyłam tego, jak Claire opisywała Jacka.
    "wyglądał zbyt uroczo i żałośnie (to skreślić, aczkolwiek skoro się nad nim lituje, to zawsze to oznaka pewnej troski, czy czegoś...) z tym swoim głupkowatym (...) uśmieszkiem błąkającym się w kącikach jego pełnych ust (zwróciła uwagę na jego pełne ((pragnę dodać, zapewne, ponętne)) usta, to już coś znaczy, ej). "
    dobra, możesz uznać, że doszukuję się nieistniejącego przyciągania. może tak, ale moja wizja Claire i Jacka razem jest taka żywa.. <3 już tak się na to nastawiłam, a to dopiero 3 rozdział :D ha..

    podobał mi się ten rozdział jak nie wiem :33
    zainspirowałaś mnie, chyba wezmę się za pisanie czegoś :D (chociaż jak dobrze wiemy, moje szczere chęci często nie wystarczają xD)
    nie mogę doczekać się następnego *,*
    całuski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. omg... nie spodziewałam się, że to będzie komentarz TAKIEJ długości. no ale na szczęście przetrwałaś już moje rekordowe długości, wybuchy emocji itd, więc i to nie będzie nie do pokonania xD

      Usuń
    2. Bożesz Ty mój xD
      jak ja kocham Twoje monologi!
      kurczę, spostrzegawcza jesteś. ja tutaj wtrącam takie subtelne aluzje, bo sobie myślę, że nikt nie zwróci na to szczególnej uwagi, ale nie! Karolla wszystko zauważy xD
      scena z zachwytem... xD to trochę oklepane.
      już wystarczy, że wciskał jej te przykrótkie spodenki (kolejna sugestia, nie wiem czy ją dostrzegłaś xD).
      teraz już dostrzegam naszą kompatybilność xD totalnie przypadkowa, jak zawsze.
      nie no, Twoje interpretacje zdarzeń miażdżą <3 Ty wiesz, że nie mogę Ci podać odpowiedzi na tacy, prawda?
      mimo wszystko nieźle sobie to wszystko wydedukowałaś xD

      zainspirowałam Cię? och, jak miło.
      dobrze wiedzieć, że czasem się do czegoś przydaję xD
      czekam również! tym bardziej!
      serio, uwielbiam Twoje komentarze ;*
      can't stop smiling!

      Usuń
    3. hahahaha, zawsze wierzyłam w mój talent detektywistyczny! :D wypatrzę wszystko, nie myśl sobie, że nie. xD
      ha, jakbym miała odpowiedź na tacy, to nie byłoby zabawy w odnajdywaniu tych malutkich szczególików, które są przecież taaak ważne :D
      być może nawet nadinterpretacje, no ale nie mogę sobie tego odmówić xD

      mam identyczną reakcję na Twoje komentarze :*

      Usuń
    4. przyszło mi do głowy takie pytanko :D lubisz opowiadania/książki fantasy? ;>

      Usuń
    5. jak są dobrze napisane i autora nie poniosła do przesady fantazja, to jasne, że tak xD a czemu pytasz?

      Usuń
    6. kiedyś (w sumie baaardzo, baaardzo dawno) zaczęłam jakieś opko pisać i zastanawiam się nad tym, czy po skończeniu tego akutalnego (a jestem prawie pewna, że to nie nastąpi za szybko)nie kontynuować tamtego (chociaż nie wiem, czy to wypali, bo po napisaniu kilku rozdziałów zrezygnowałam xD) i zastanawiałam się, czy jeśli już to wgl doszłoby do tego, że będziesz chciała coś takiego czytać. sama rozumiesz, bez twoich komentarzy, to by nie było to samo :D

      Usuń
    7. o, i mam dedykację *,* dziękuję :*

      Usuń
    8. chętnie przeczytam wszystko co tylko wyjdzie z Twojej klawiatury! xD

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń