*Alice*
To
trudne żyć w cieniu kogoś, kto ciągle ściąga na siebie uwagę wszystkich wokół i
choć mówimy tu o tej „złej” uwadze, to jednak byłam o to nieco zazdrosna. Jak
tak teraz o tym myślę, to chyba właśnie dlatego spotykałam się z Andrew. Nie
żebym chciała uderzyć w jej czuły punkt, zająć się jej rodziną albo coś, ale
relacje między rodzeństwem mogą przebiegać według dwóch schematów – albo
spokrewnieni są ze sobą bardzo blisko, na każdym kroku okazują swoją miłość i
tak dalej, albo od czasu do czasu jednoczą się, żeby zwalczyć wspólnego wroga.
Od kiedy Riley złamała środkowy palec i stała się swego rodzaju sensacją (do
tej pory niewiele osób średnio raz w tygodniu doznawało jakiejś kontuzji),
Andrew stał się dla mnie swego rodzaju azylem, jedyną osobą neutralną wobec nieporadności
swojej siostry. Taka trochę Szwajcaria. No, czasem lubił sobie z niej
pożartować, względnie często dokuczali sobie nawzajem, ale ja pozostawałam
gdzieś poza tym wszystkim. To oczywiste, że byłam częstym gościem w ich domu.
Byłyśmy przyjaciółkami od ładnych kilku lat, przechodziłyśmy razem przez fazę
Hannah Montany i „Zmierzchu”, urządzałyśmy sobie karaoke, chociaż żadna z nas
nie potrafiła śpiewać…
Z
czasem zaczęła spędzać coraz więcej czasu z Wilsherem. Może nie przeszkadzałoby
mi to tak bardzo, gdybym na darmo nie przychodziła codziennie do jej domu, skąd
najczęściej odprawiano mnie z kwitkiem. Przynajmniej dopóki nie przygarnął mnie
Andrew. Niby zapraszał mnie do siebie, żebym mogła poczekać na Claire, ale
nieraz trwało to wiele godzin, wnioskuję więc, że musiał tego chcieć.
Jeden
jedyny raz poczułam się tak jak ona. Razem z paczką starych znajomych
zrobiliśmy mały „reunion”. Nie chciałam, żeby znowu jej sieroca natura stała
się gwoździem imprezy, dlatego o niczym jej nie powiedziałam. No i mnie
pokarało. Wypiliśmy parę piw, a ja naprawdę szybko się upijam. Zastraszająco
szybko. Później ktoś rzucił pomysł z lodowiskiem i tak jakoś wyszło, że
skończyłam cała potłuczona i poobijana. Musiałam ją okłamać. Moje słynne
kłamstwo numer 2: powiedziałam jej, że tak jak w filmie „Jeden dzień”,
balansowałam dla Rileya nago na ramie łóżka. Doprawdy było to pierwszą rzeczą,
która przyszła mi na myśl. Dzień wcześniej obejrzałam ten film, a wcześniej
oglądałyśmy go razem. To było w sumie takie trochę w jej stylu, więc nie
zadawała pytań. Czuła się zniesmaczona.
Jeżeli
chodzi o jej brata, to imponowała mi jego dojrzałość, ale bardziej chodziło tu
o jego wiek, bo w głowie miał nadal pstro. Chwała Bogu w pewnym wieku mężczyzna
przestaje już być taki płytki i zdaje sobie sprawę z tego, że „po wszystkim”
warto mieć jeszcze o czym ze sobą porozmawiać. No dobra, Riley miał jeszcze z
tym mały problem, ale wbrew temu o czym pieprzył, jego byłe wcale nie należały
do najpiękniejszych.. Ostatnia posunęła się nawet do zdrady, chociaż to on
zazwyczaj był jak ta chorągiewka na wietrze. Nie zgłębiałam tego tematu.
Mogłam
z nim porozmawiać o wszystkim, a on w zamian zdradzał mi pikantne szczegóły z
dzieciństwa Claire. Nie otwierał się wystarczająco, ale to nic. Nadeszła moja
kolej, żeby mówić, po miesiącach wysłuchiwania perypetii z życia Rilshere’a.
Kilkudniowy
zarost na jego twarzy również dodawał mu uroku, chociaż zazwyczaj wyganiałam go
do łazienki, by czym prędzej pozbył się tych kłujących kłaków.
Wbrew
temu co myślą wszyscy wkoło, do niczego zobowiązującego między nami nie doszło.
On był taki doświadczony i męski, że wolałam się przed nim nie zbłaźnić, poza
tym nie byliśmy jeszcze na tym etapie związku.
Wtedy
kiedy zobaczyłam Claire w tych krzakach, a potem jeszcze wpadłam na Jacka…
Miliard
czynników złożyło się na to, że oberwało się właśnie Wilshere’owi, również to,
że tego dnia zobaczyłam Rileya z tą jego Vicky, czy jakkolwiek miała na imię ta
dziewucha.
-
Wszystko w porządku? – zapytał wtedy Andrew. Przytaknęłam. – Cieszę się, że nie
zrobiłaś żadnej sceny. No wiesz, przy niej.
-
Nie ma sprawy. Ty jesteś szczęśliwy, ja jestem szczęśliwa. Wszyscy są
szczęśliwi.
Koniec
końców wcale nie byłam na niego zła, serio. I tak miał być swego rodzaju odskocznią.
Odwracał moją uwagę od prawdziwego problemu.
Miałam
dosyć tego, że zawsze pozostawałam w cieniu i nigdy nie byłam niczyją opcją
„a”.
*Claire*
Byłam
w trakcie obwiniania się za błędy, które popełniłam w podstawówce
(przypomniałam sobie jakąś obciachową akcję, której dopuściłam się w
przeszłości i ni stąd ni zowąd miałam ochotę zapaść się pod ziemię), kiedy
usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie przyodziałam szlafrok, żeby
niezapowiedziany gość przypadkiem nie zszedł na zawał przez nadmiar golizny,
wyeksponowanej przez kusą piżamkę.
Było
stosunkowo za późno na ten strój, ale cóż mogę rzec, ostatnio przestałam już
nawet udawać, że mam jeszcze życie towarzyskie. Sobota, godzina 16:00. Po co
się w ogóle przebierać, skoro za kilka godzin trzeba iść spać?
Jeśli
miałabym odpowiedzieć sobie na pytanie: „kogóż to licho przywiało”, pewnie
postawiłabym na Aarona. Nasza ostatnia rozmowa utknęła w martwym punkcie, kiedy
musiałam wrócić do domu, bo Ted zakończył dniówkę i zniecierpliwiony czekał, aż
potowarzyszę mu przy uroczystej ceremonii otwierania drzwi. Nie wiedzieć czemu
zaniepokoił go widok córki, przesiadującej w samochodzie swojego byłego
chłopaka w samej piżamie. Na litość boską, gdybym miała zaliczyć, to na pewno
nie w tym stroju i nie pod rodzinnym domem. Powinien się cieszyć, że Ramsey nie
wywiózł mnie jeszcze na Ukrainę.
Od
tamtego czasu nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Znaczy niby polubił moje zdjęcie
na instagramie, ale bynajmniej nie odebrałam tego jako próby skontaktowania się
ze mną.
Kiedy
otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się „ten drugi”, poczułam się nieco
rozczarowana. Tak, to chyba dobre określenie.
-
Czy według ciebie sprawiłem, że znalazłaś się na równi pochyłej? – Wilshere
ledwo przekroczył próg mojego domu, a już zaczął mnie atakować tymi swoimi
wyssanymi z palca wyrzutami. Było coś niepokojącego w jego tonie głosu. Nigdy
nie widziałam go w takim stanie. Nie rozumiałam tylko dlaczego cała ta irytacja
musiała wypłynąć akurat podczas rozmowy ze mną. – Czy gdybym chciał, żebyś
zerwała z Aaronem, to czy próbowałbym was ze sobą zeswatać w pierwszej
kolejności? I wreszcie – czy naprawdę tak bardzo przeszkadza ci to, że tak
często się spotykamy? Bo wiesz, wystarczyło coś powiedzieć. Nie musiałaś od
razu nasyłać na mnie Alice.
-
Nie nasłałam na ciebie Alice. Dlaczego miałabym to zrobić?
-
No nie wiem, może dlatego, że próbujesz mnie obarczyć winą za to, że Ramsey cię
zostawił, ale wiesz co? To tylko i wyłącznie twoja wina – wycedził i mogłabym
dalej tak stać i słuchać jak wyrzuca z siebie to wszystko, ciskając jadem i
błyskawicami, ale w zasadzie miałam już tego dosyć.
-
Wilshere! – wrzasnęłam, bo coś mi mówiło, że nie zamierzał sobie odpuścić. –
Nie kazałam jej się mieszać w nasze sprawy, dobra? Ale to bardzo miłe z twojej
strony. To znaczy uwielbiam, kiedy ludzie losowo wpadają tu i zaczynają mnie
oskarżać o różne rzeczy.
Nastała
krępująca cisza. Książkowy przykład atmosfery tak gęstej, że z powodzeniem
można byłoby ją kroić nożem. Jeżeli już o nożach mowa, to gdybym w tamtej
chwili trzymała takowy w ręku, to nie wiem jak by się to skończyło. Nie
fantazjuję o mordowaniu ludzi, nie jestem socjopatą. ale z odcięciem żyrandola,
który w następstwie miałby wylądować na łbie szatyna, nie miałabym większego
problemu.
-
Nie powinienem był wspominać o…
-
Trudno się z tym nie zgodzić – warknęłam, posyłając mu coś w rodzaju
ostrzegawczego spojrzenia. Zabrnął za daleko. Oparłam rękę na biodrze,
uprzednio wykonując ten słynny ruch głową, spopularyzowany przez reklamy
szamponów, bo grzywka nachodziła mi już na oczy. Gdybym spodziewała się jego
przeprosin, to pewnie doczekałabym się późnej starości i o ile uwielbiałam się
z nim droczyć, dokuczać mu i się z niego nabijać, to najchętniej nigdy bym się
z nim nie kłóciła. Wbrew pozorom jestem typem, który wiele rzeczy dusi w sobie
i jak na dosyć impulsywną osobę, jest to spory wyczyn. Problem polega na tym,
że jak już wybuchnę, to eksplozji towarzyszą wstrząsy wtórne i tak naprawdę nie
potrafię sobie odpuścić. Im bardziej doskonalę sztukę ukrywania emocji, tym
gorzej wychodzą na tym osoby, z którymi są one powiązane. Na ten przykład w tym
momencie miałam ochotę wyrzucić Wszy Łonowej to i owo. Jedyne, co mnie przed
tym powstrzymywało to niechęć zmierzenia się z ewentualnymi konsekwencjami
takiej rozmowy. Teraz Jack przybrał raczej pozę bezpodstawnie oskarżonego,
zawiesił głowę, od czasu do czasu zerkał na mnie oczami bogu ducha winnego
szczeniaczka, którego rodzice przed sekundą zostali potrąceni przez ciężarówkę,
ale nie ze mną te numery, to nie ja zaczęłam się go czepiać. Wyjątkowo nie ja
byłam winna. – Słuchaj, mały popaprańcu, czy ani przez chwilę nie przeszło ci
przez myśl, że może powinieneś porozmawiać z Alice, skoro to ona ma jakiś
problem? Ostatnio zachowywała się dziwnie. Unika mnie. Skoro ma to jakiś
związek z tobą, to nie wiem właściwie dlaczego przyszedłeś z tym do mnie.
Otępiała
wpatrywałam się w niego z nadzieją, że w końcu przemówi. Z drugiej strony bałam
się tego co mógłby powiedzieć. Nie podobał mi się tor, którym zmierzała ta
konwersacja, zwłaszcza w mojej głowie. Bo na usta cisnęły mi się okropne
rzeczy. Nie były to żadne bluźnierstwa, nic w tym stylu. Po prostu zebrało mi
się na prawdomówność. Do głowy przychodziły mi te wszystkiewzorcowe hasła
wyborcze typu „szczerość kluczem do sukcesu”.
-
Powinienem z nią pogadać.
-
Powinieneś z nią pogadać – powtórzyłam automatycznie. - Zastanawia mnie jedno.
Skąd w ogóle ten pomysł? Dlaczego miałabym ją na ciebie nasyłać? Za każdym
razem, kiedy nawaliłeś, nie tylko starałam się po tobie posprzątać, ale jeszcze
stałam po twojej stronie. Nawet kiedy pół szkoły sądziło, że jesteś gejem.
-
Claire, skarbie, to ty rozpuściłaś tę plotkę.
-
Nieważne! – fuknęłam, choć w głębi serca musiałam przyznać mu rację. Claire
Riley była odpowiedzialna za tę akcję z podważeniem jego seksualności, która by
the way miała się w jak najlepszym porządku. Niepotrzebnie w mojej pustej główce
podchwyciłam ten temat. Seksualność i tak dalej. Skojarzenia mają to do siebie,
że zaczynasz myśleć o ołówku, a kończysz fantazjując o nagich mężczyznach, no
bo przecież ktoś mógłby ich narysować! Wiecie co mówią, żeby się nie denerwować
wystarczy wyobrazić sobie swoją publikę nago. No właśnie nie! To nie był dobry
pomysł, powiem więcej, to był bardzo, bardzo zły pomysł. Speszyłam się, a moje
policzki zaczął palić szkarłatny rumieniec. Kiedy wreszcie przemówiłam, głos
załamał mi się pod ciężarem seksualnych uniesień, do których dochodziło gdzieś
tam w alternatywnej rzeczywistości. - Jestem nieco zmęczona twoją postawą
wiecznego pięcioletniego chłopca, ale nie muszę posługiwać się osobą trzecią,
żeby ci to uświadomić. Widzisz, mówię ci to teraz prosto w twarz.
-
Claire…
-
Wiem jak mam na imię, nie musisz tego w kółko powtarzać. Wiesz co jest w tym
wszystkim najlepsze? Ty jesteś cholera jasna ślepy, czy co? Mogłabym się teraz
rozebrać i rzucić się na ciebie, nie wiem, pchnąć cię na ścianę, czy coś, a ty
uznałbyś to za kolejny bonus do naszej przyjaźni, no nie? Mało tego, mogłabym
paradować przed tobą nago, bo przecież nic by to nie zmieniło.
-
Jeśli mogę się wtrącić, to raz tego w zasadzie spróbowaliśmy i nie byłem wobec
tego widoku tak do końca obojętny.
-
Skończ, serio – warknęłam, po czym z całej siły walnęłam go pięścią w ramię. A
potem jeszcze raz. I jeszcze raz. Kurczę, twarde były te jego mięśnie. Skurczybyk.
– Jesteś tak bardzo pochłonięty zaliczaniem kolejnych… kolejnych kobiet, że
nawet nie zauważyłeś, że gdzieś tam po drodze zaczęło mi zależeć trochę za
bardzo. Bo jak mniemam, niczego się nie domyśliłeś, co? Spędzamy ze sobą jakieś
dwadzieścia trzy godzinny na dobę, z czego jakieś dziewięćdziesiąt procent na
robieniu nieodpowiednich rzeczy, charakterystycznych zresztą dla tej
patologicznej znajomości. Nie jestem typem, który zakochuje się po pierwszej
lepszej wspólnie spędzonej nocy i chcę żebyś miał tego świadomość, bo wiem jak
szybko spławiasz takie osobniki. To zaczęło się dużo wcześniej. Dużo, dużo
wcześniej. Przeszłam już fazę zaprzeczania, okłamywania samej siebie i całego
wszechświata, także spoko. Teraz jestem na etapie „mam to w dupie” – wydukałam
już tak piskliwym głosem, że z każdym kolejnym słowem zbliżałam się do
osiągnięcia perfekcji w byciu skończoną furiatką. – Słuchaj, ja naprawdę coś do
ciebie czułam. Jezu Chryste, zaczynam gadać o strasznie tandetnych sprawach w
bardzo żałosny sposób. Oszczędź mi dalszej kompromitacji.
-
„Czułaś”?
-
Celowo użyłam czasu przeszłego – odparłam stanowczo i Bóg jeden wie skąd tak
nagle wzięła się u mnie ta cała pewność siebie i zdecydowanie, ale nie
pogardziłabym podobnymi niespodziankami w przyszłości. Szatyn przeczesał włosy
palcami, beznamiętnie się mi przyglądając, zupełnie jakby bał się, że to
jeszcze nie koniec „dobrych” nowin i nie wiem, może wyskoczę mu zaraz z jakąś
ciążą. Musiałam go jednak rozczarować. – Potrzebuję trochę przestrzeni.
-
Dlaczego mam wrażenie, że ze sobą zrywamy? Jakbyś ty ze mną zrywała?
-
Może dlatego, że nigdy nie byłeś w poważnym związku i nie wiesz jak to wygląda
w prawdziwym życiu. Wiesz, kiedy ogranicza się rozpustę i tak dalej.
Nie
miałam żadnych oczekiwań, serio. Przez zastraszającą większość czasu jestem
realistką. Wiedziałam, że nie będzie żadnego przypierania się do ściany, ani
nawet wspólnego prania, no ale ten człowiek sprawił, że wkroczyłam na zupełnie
nowe, nieznane mi dotąd wyżyny otępienia. Nie dość, że głupie to takie i
niedomyślne, to jeszcze nie potrafi się zachować.
Co
ciekawe, nieco uprzedziłam fakty, bo kiedy Aaron spytał mnie o imię jegomościa,
z którym to spędziłam upojną noc niedługo po zerwaniu, odpowiedziałam, że to
nieważne, bo to taka jednorazowa przygoda. Celna uwaga, nie powiem.
-
Zapytam Alice o co w tym wszystkim chodzi – zadeklarował Wilshere, kierując się
do wyjścia. Może trochę poniosła mnie fantazja, ale jakoś inaczej wyobrażałam
sobie odpowiedź na ten mój nacechowany emocjonalnie wywód. – Mam nadzieję, że
tym razem wam się uda.
Nim
zdołałam zareagować, zatrzasnął za sobą drzwi.
-
Co? – zapytałam pod nosem, raczej samą siebie, bo Jack nie miał prawa mnie
wtedy usłyszeć. Stałam jak wryta, próbując zinterpretować to jego skromne
pożegnanie. Czyżby szykowała się kolejna akcja z bestsellerowej serii „pomogę
ci zdobyć Aarona”?
Stałam
jak wryta, czekając aż:
a) Ten
kretyn wróci i wytłumaczy mi o co w tym wszystkim chodziło.
b) Umrę
w niedoli (trochę dramatyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło).
c) No
dobra, mogłam liczyć na magiczne pojednanie.
Pewnie zapuściłabym tam
korzenie, gdyby do domu nie wrócił Andrew.
-
Umieram z głodu – oświadczył, jak burza wpadając do kuchni. Po drodze trącił
mnie łokciem. – Co jest na obiad?
-
Rozpacz, smutek, ból egzystencjalny i kompletny brak nadziei.
-
Co?
-
Ted zrobił zapiekankę.
-
Pójdziemy na miasto coś zjeść?
Przytaknęłam.
Minęło sporo czasu, od kiedy po raz ostatni wyskoczyliśmy gdzieś razem. Może
Alice miała rację. Na pewno miała rację. Zaniedbałam wszystkich wkoło. Jack okupywał
pierwsze miejsce na liście moich priorytetów, a jak sam udowodnił, to wszystko
było tylko kompletną stratą czasu. Musiałam jej to jakoś wynagrodzić. Musiałam
wynagrodzić to im wszystkim.
-
O mój Boże.
-
Dobra już, dobra, nie ekscytuj się tak.
-
Nie o to chodzi – szepnęłam, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. – Ta cała
Camilla. Pamiętasz, Aaron myśli, że to ona zrobiła dla niego playlistę, nad
którą przesiedziałam pół nocy. Zaprosiła mnie do znajomych. I zgadnij jak
wygląda jej profilowe! Jest na nim z Ramseyem!
-
To jeszcze o niczym nie świadczy. Jack ma pełno zdjęć ze swoimi psami, ale to
jeszcze nie znaczy, że z nimi sypia.
-
Wow, dzięki za sprowadzenie mnie na ziemię.
Spodobało
mi się to, że jakby nie było porównał ją do suki.
*Alice*
- Możemy przenieść się do
twojego pokoju, czy…
- Nie przejmuj się, jesteśmy
zupełnie sami.
-
Dobra, Alice. Zachowujesz się naprawdę dziwnie. Claire się o ciebie martwi. Ja
się o ciebie martwię. Wszyscy się o ciebie martwią.
-
Zupełnie niepotrzebnie.
-
Nie chciałbym wyjść na rozemocjonowanego histeryka, ale nie bardzo odpowiada mi
to, że tak bezpodstawnie mnie zaatakowałaś. Odniosłem wrażenie, że masz do mnie
jakiś problem. Choć mogę się mylić. Może jesteś taka dla wszystkich. Ale ja
chyba wiem o co w tym wszystkim chodzi. Przepraszam, że odbiłem ci
przyjaciółkę. Zabieram za dużo jej czasu, poczułaś się zagrożona, nie mogłyście
już u siebie nocować, pozbawiłem cię maseczek i bitw na poduszki, masz prawo
być na mnie zła, ale to się wkrótce zmieni, bo najwyraźniej Riley ma mnie dość.
-
Tu nie chodzi o nią, Jack.
-
Nie? – prychnął zaskoczony.
-
Nie byłam zazdrosna. To znaczy nie w takim sensie jak ty to rozumiesz. Owszem,
byłam zła o to, że spędzacie ze sobą tyle czasu, ale to nie dlatego, że mi ją
zabrałeś. Chodziło o ciebie. Byłam zła, bo chciałam znaleźć się na jej miejscu.
-
Nie bardzo rozumiem.
-
Doskonale rozumiesz.
Chciałam
powiedzieć więcej. O pocałunku z litości, który znaczył dla mnie więcej niż
powinien, o tym jak musiałam udawać, że nic do niego nie czuję. Może i
sabotował związek Aarona i Claire, ale to ja byłam tą, która wpajała jej, że
nie powinna dawać Wilshere’owi szansy. Byłam zamaskowanym sabotażystą. Czy
miałam wyrzuty sumienia? Może trochę. Ale po raz pierwszy w tym wszystkim nie
chodziło o nią, tylko o mnie. Zasługiwałam na to tak samo jak ona, o ile nie
bardziej.
-
Ale Claire… - zaczął, ale na sam dźwięk jej imienia, teatralnie przewróciłam
oczami.
-
Claire, Claire, Claire… świat nie kręci się wokół niej. Claire nie ma z tym nic
wspólnego. Pamiętasz? Wróciła do Aarona.
-
Nie sądzisz, że to byłoby niestosowne?
-
Od kiedy przejmujesz się tym, co jest stosowne?! – parsknęłam. Mogłam czytać z
jego twarzy jak z otwartej księgi. Wahał się przez chwilę, naprawdę krótką
chwilę, bo już po kilkunastu sekundach jego język znalazł się w moich ustach, a
jego ręce wylądowały na mojej talii. Gwałtownie uniósł mnie ku górze, a ja
oplotłam jego biodra nogami. Zdobyłam uwagę, której pragnęłam, faceta, którego
chciałam i wreszcie poczułam jak ogarnia mnie poczucie satysfakcji. Wszechświat
stanął po mojej stronie, jakby to powiedziała Claire.
_____________________________________
Kto
teraz nienawidzi Alice – łapka w górę! Pomyślałam, że troszkę dramatyzmu nie
zaszkodzi :’3
To
nie był dobry dzień, dlatego pozwolę sobie ograniczyć mój wywód do absolutnego
minimum i powiem tylko tyle: I TAK MNIE NIE ZNAJDZIECIE, bo jak mniemam są
takie dwie osoby, które będą mi chciały skopać tyłek po przeczytaniu rozdziału.
JA BARDZO MOCNO MOCNO NIENAWIDZĘ ALICE, ZROBIŁAŚ TO SPECJALNIE, ŻEBY MNIE BOLAŁO SERCE.
OdpowiedzUsuńFOCH.
SKOPIĘ CI ZARAZ TYŁEK, UWAŻAJ, I'M ON MY WAY.
Łapka w górze, czyli wychodzi na to, że jej nienawidzę!
OdpowiedzUsuńJack, jak mogłeś pomyśleć, że to Claire nasłała na ciebie Alice?! Przecież to nienormalne!
Tak czy inaczej, strasznie podoba mi się ten rozdział i z niecierpliwością czekam na kolejny!
Pozdrawiam :D
Dziękuję bardzo :'3 Serio się podoba? :o Nie miał się podobać. Miał być mind fuckiem.
UsuńNie kurwa!! Jebana Alice!! Wilshere jest Claire!! Niech się odczepi od Jacka!!
OdpowiedzUsuńA po pierwsze jak mógł pomyśleć, że Claire nasłała na niego Alice ?! Nigdy by tego nie zrobiła..
Claire powiedziała mu o swoich uczuciach, a on co ? Nic.. Po prostu uciekł.. Dlaczego ?
I teraz prześpi się z Alice.. Claire nie powinna się już z nią przyjaźnić.. Jestem ciekawa kto jej powie i jaka będzie jej reakcja..
Z niecierpliwością czekam na next. :D
Pozdrawiam i weny życzę. <3
~ @Roxy_Wachowiak
♥ ♥ ♥
Ps: Sorry za tak dużą ilość wulgaryzmów..
Spoko, poniekąd rozumiem poirytowanie osobą Alice :3 To skończona zdzira.
UsuńDzięęęęęki <3
EJ DOWNIE SĄ NAPISANE PROLOGI Z INNEJ PERSPEKTYWY, SĄ ZALINKOWANE NA POCZĄTKU TEGO PIERWSZEGO PROLOGU HELLOOOOOOŁ!!
OdpowiedzUsuńczytam twoje hahaha :D
Dzień dobry. Witam. Z tej strony Karolla. Jest ze mną Mariusz Trynkiewicz i za 20 sekund znajdę Cię, Delilah'o i zabiję.
UsuńPozdrawiam serdecznie,
Rocky Balboa
NIE. NIE, MYLISZ SIĘ. TO TYLKO POZORNY SPOKÓJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UsuńNIE JESTEM ZŁA.
NIE.
MAM ZŁAMANE SERCE.
MAM W DUPIE ALICE, ROZUMIESZ?
W.DUPIE.
NIECH SIĘ BZYKA KURDE Z KIM CHCE, MAM TO GDZIEŚ.
ALE JACK.
JACKUŚ!
Jackusiuniuniuś!
JACKUSIUNIUNIUŚ!
OMG
Nienawidzę życia.
Idę po herbatę, włączę Eda Sheerana i uspokoją zszargane nerwy. Później wezmę taśmę i skleję te drobinki strzaskanego serca.
UsuńTAK, JACK TO TY MI TO ZROBIŁEŚ!!!!!!!!!!!
I wrócę.
Normalna.
Albo nie wrócę normalna. Nie no, jestem wkurwiona.
UsuńNa Claire, na JACKA (!!!!), na Alice.
Alice mogę wybaczyć. Poważnie. JESTEM W STANIE JEJ WYBACZYĆ. Nie nienawidzę jej. (WOW, ZASKOK, CO, KAROLLA, CO Z TOBĄ, WHAT?!) Serio. Już prawie przeszła mi złość na nią (jedne czego jej nie wybaczę NIGDY to to jak zachowała się wobec Claire, swojej przyjaciółki, wciąż próbując odbić jej Jacka, ale samo to odbicie- spoko, wybaczam). Jestem wkurzona na Claire, bo dopiero teraz powiedziała Jackowi co czuje (SERIO, BO TO CZAS TERAŹNIEJSZY MOJA DROGA CLAIRE), ale jej też wybaczę. Najbardziej, najbardziej, najbardziej jestem zła na Jacka! O TAK, WŚCIEKŁA! Jack zostanie za to ukarany. Jack dostanie klapsy. Ale perwersyjnie, mrrr. Hahahaha, nie ale poważnie.
Co mam do Jacka Wilshere'a:
1) Przespał się z Claire I NIC
2) Nie było opisane jak przesypia się z Claire (co nie jest jego winą, ale i tak zrzucę to na niego)
3) Machał jej gołym tyłkiem przed twarzą, zamiast mi
4) Nie potrafi przyznać, że coś do niej ewidentnie czuje
5) Olał Claire, kiedy mu powiedziała, że go kochała
6) Nie domyślił się tego wcześniej i nie zorientował się, że to wcale nie czas przeszły, a ona wciąż to do niego czuje
7) Pocałował Alice
8) Zaproponowałby Alice seks na pocieszenie, gdyby nie to, że CHOLERA, nie chciał polegać na refleksie (WYOBRAŻASZ SOBIE?!)
9) ZNOWU POCAŁOWAŁ ALICE, POZWOLIŁ JEJ SIĘ WDRAPAĆ NA SWOJE BIODRA I ZŁAPAŁ JĄ W TALII, CO JEST TOTALNIE OBURZAJĄCE
10) WCIĄŻ PAMIĘTAM VANESSĘ!!
11) JEST TAKI CUDOWNY, ŻE NIE POTRAFIĘ GO PRZESTAĆ KOCHAĆ, MIMO WSZYSTKO
Ale czuję do niego taką złość! Bo poważnie. Niedobrze mi się robi, jak sobie pomyślę, że ON I ALICE. Zamiast ON I CLAIRE. Na miejscu Claire skopałabym mu dupę. Albo nie wiem. Ale ma dostać karę!!!!
Jeju i tak jest ekstra :( I ma super tyłek :(
Dobra, koniec.
Jestem kłębkiem załamania nerwowego. Spoko.
I WRACAJ DO MNIE MAŁA GNIDO, PRZECZYTAĆ RESZTĘ!
W ogóle to zemszczę się za złamanie mi serca. Tak tylko mówię.
Bye lamo. JEJU JAK MOGŁAŚ :(
Ok. Spokój.
Buziaczki :*
JAK TO NIE JESTEŚ ZŁA NA ALICE?? ALICE TO ZDZIRA, ALICE TO ZŁO WCIELONE, ALICE PRÓBOWAŁA ROZDZIELIĆ RILSHERE'A!!!
UsuńJak według Ciebie miałam opisać jak się sekszą??!! To już nie wystarczy Ci sam fakt, że do owego aktu doszło??
WRÓCIŁAM DO CIEBIE, MENDO I SKOMENTOWAŁAM CI WSZYSTKO, SKĄD TO OBURZENIE???
Od gnid, od downów i lam wyzywa, ale na końcu oczywiście buziaczki :D
Buziaczki!
Jestem zła na Jacka, bo dał się skusić!!!!! Na niego przelewam cały mój gniew no TRUDNO, niestety, taka prawda, wkurzył mnie. WKURZYŁ!!
UsuńA Alice i tak dostanie kopa w dupę, ale mniejszego. Bo mam gdzieś co ona robi, ale Jack powinien po prostu odgrodzić się od niej ścianą i płynąć, płynąć do Claire!!
LOL, pokażę Ci kiedyś jak masz opisać jak się sekszą, muahahaha
No oburzenie, bo ja tak ładnie zalinkowałam, a ty nie widziałaś :(
Buziaczki będą zawsze!
Buziaczki :* <--- bo wciąż Cię uwielbiam. mimo wszystko.
"PŁYNĄĆ" OKAAY
UsuńW takim razie nie mogę się doczekać Twoich scen sekszu.
o nieeeee! Koleżanko jesteś w dupie. Znajdę i zabije. JA TERAZ PŁACZĘ, TY TEGO NIE WIDZISZ, ALE PŁACZĘ ;_; TOPIĘ SIĘ W ŁZACH. CAŁA OKOLICA SIĘ ZEBRAŁA I WYNOSZĄ TO JEZIORO ŁEZ WIADRAMI. JAK MOGŁAŚ ;_; ZARAZ POPEŁNIĘ SAMOBÓJSTWO. PRZEDTEM POWRACAJĄC NA ROZDZIAŁ ZE SCENĄ SEKSU. TAK NA POCIESZENIE. Załamałaś mnie. JACK I CLAIRE MIELI WSPÓLNIE PRAĆ... I NIE MA PRANIA. DUPA. POZOSTAŁO CIERPIENIE, ROZGORYCZENIE I ZAPIEKANKA TEDA. bul, rzal.pl. Przez Ciebie piszę na CAPS LOCKU TOŻ TO HAŃBA! A Alice jest dobrym człowiekiem, zasługuje na wszystko najlepsze. Zaprę się po stokroć i będę krzyczeć. ALICE! ALICE! LOL, ALE MNIE PODBURZYŁAŚ. CIŚNIENIE MI SKACZE. MAM ZAWAŁ. ZAWALIŁAM NOGĄ W BIURKO. JESTEŚ Z SIEBIE ZADOWOLONA. oho chyba wpadłam w histerię. Nie nic więcej nie powiem. Zamykam się w sobie ;x
OdpowiedzUsuńNA DODATEK O NOWYM ROZDZIALE OGARNIAM SIĘ NA KOŃCU ;C
UsuńPocieszyć Cię? Niedługo będzie koniec. Finał Twoich cierpień i w ogóle :'))) I następny rozdział będzie w miarę szybko!
UsuńTO MA BYĆ POCIESZENIE? SKANDAL!
Usuń