sobota, 9 marca 2013

Rozdział 9. Tu i teraz

             Jack jak zwykle podwiózł mnie do szkoły, jednak coś nie pozwalało mi wierzyć, że to będzie kolejny nudny dzień. To „coś” to synonim wyrażenia „udawany związek z najlepszym przyjacielem”. Uporczywie naciągałam rękawy fioletowego swetra na dłonie. Milczeliśmy całą drogę. No, przynajmniej ja nie odezwałam się ani słowem, bo Wilshere zajął się śpiewaniem „We found love” Rihanny. Na pewno poprawił mi tym humor, choć niekoniecznie było to jego celem.
            Niby nic nie zmieniło się między nami od wczoraj, a jednak atmosfera niezręczności powoli dawała mi się we znaki. Wizja wielogodzinnego odgrywania scen z cyklu: „kocham cię tak bardzo, że to aż boli” zwyczajnie mnie przerażała; bałam się, że mój wątpliwy talent aktorski nie pozwoli mi na zrobienie tego jak należy. Przecież ja nawet nie potrafiłam godnie odegrać roli choinki w szkolnym przedstawieniu! Skoro pan Matthews już wtedy stwierdził, że mam problemy z ekspresją, to co powiedziałby teraz, kiedy wiedziałby, że biorę udział w tej farsie?
            Wdech, wydech.
            Znalazłam jedną rzecz, z którą radzę sobie całkiem nieźle. Oddychanie. Ha! To jedna z niewielu wykonywanych przeze mnie czynności, do których nie mam żadnych zastrzeżeń.
            Nie będzie tak źle. Nie powinnam podchodzić do tego tak poważnie.
            - Za rękę głównym wejściem, efekt „wow”? – szatyn najwyraźniej już jakiś czas temu zakończył swój popis wokalny i przez dłuższą chwilę przyglądał się prawdziwej wojnie, którą toczyłam z własnymi myślami. Skrzywiłam się tylko i mruknęłam coś pod nosem w odpowiedzi na jego propozycję.
            - Zbyt tandetne i przewidywalne. Ty wybierzesz główne wejście, ja tylne, odwalimy finałową scenę z „Dirty dancing” i „och, kochanie, tak bardzo się za tobą stęskniłam; nie widziałam cię przecież od wczoraj”.
            Tak…
            Problem w tym, że ja nie jestem Baby, a Wilshere’owi daleko do Johnny’ego. Ogólnie chodziło o samo to wskoczenie mu w ramiona, co pewnie normalnej osobie nie sprawiłoby większej trudności, ale mówimy tu o mnie, Claire Riley. Mam kłopot nawet z dojściem w nocy do łazienki bez uszkodzenia jakiejś części swojego ciała. Chyba Jack wziął sobie na poważnie tę aluzję do melodramatu, bo kiedy udając rozentuzjazmowaną podbiegłam do niego w tym swoim szaleńczym tempie (czytaj z szybkością nieco podrasowanego żółwia), ten autentycznie złapał mnie za biodra i uniósł ku górze. Wiedziałam, że jest już za późno, by zareagować, gdy moje nogi oderwały się od podłoża. Po chwili zawisłam na jego ramieniu niczym szmaciana lalka, a górna część mojego odzienia podwinęła się, eksponując część mojej bielizny i ostatecznie zahaczyła o mój łeb. Wbrew pozorom nie tak łatwo było się z tego wyplątać. Dopiero po tym jak zaczęłam wierzgać nogami, Jack łaskawie odstawił mnie na ziemię, a następnie przywołał mnie do porządku, sprawiając, by niesforna koszulka i sweterek wróciły na swoje miejsce. Zaczerwieniłam się. Nie tak miało to wyglądać.
Niestety byłam na niego skazana do końca dnia i nawet Alice nie była mnie w stanie uratować, bo miała anginę i została w domu. Byłam totalnie osamotniona w swoich cierpieniach.
            Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Po zajęciach Jack uparł się, żebyśmy wstąpili do tej nowej kawiarni razem z kilkorgiem znajomych (w tym nieskazitelną istotą Aaronem Ramseyem). Miała tam być jakaś dziewczyna, w której rzekomo sam starał się wzbudzić zazdrość, ale nie zauważyłam żadnej kreatury, odpowiadającej podanemu przez niego opisowi, więc uznałam, że wymyślił to sobie, żeby doprowadzić do mojego spotkania z sami-wiecie-kim.
            - Jak długo jesteście razem? – dopytywał koleś, którego imienia za cholerę nie potrafię zapamiętać, w każdym razie kumpel Jacka, a ja mogłam myśleć tylko o tym jak bardzo stęskniłam się za tymi czasami zanim spieprzyłam wszystko na całej linii. Mimo wszystko ten nieśmiały uśmiech Ramseya nie był mi w stanie wynagrodzić wszystkich krzywd.
            Co to w ogóle za pytanie? Drugie dno dostrzegłam dopiero, kiedy dopatrzyłam się tych uśmieszków, tego poszturchiwania i innych prymitywnych gestów u tego całego Iana (o, przypomniałam sobie!). I znowu poczułam się jak w podstawówce.
            - NIE, nie, nie i jeszcze raz nie – palnęłam się w czoło. – Moje kochanie chce czekać do ślubu. Jest taki romantyczny.
            - Po co ta ironia… skarbie?
            - Jaka ironia? Naprawdę szanuję postulaty tego twojego tajnego katolickiego stowarzyszenia - czule złapałam go za rękę, ostentacyjnie okazując mu w ten sposób rzekome wparcie. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasami mówię od rzeczy, ale nie macie pojęcia jak trudno jest ugryźć się w język kiedy ciąży na tobie taka presja. Nasza dwójka uwielbia się przekomarzać, a całe to dokuczanie sobie nawzajem już dawno przekroczyło granice zdrowego rozsądku. Oboje jesteśmy jednak zbyt uparci, by sobie odpuścić.
            - Mogę z nich zrezygnować jeśli właśnie tego chcesz.
            - Niczego innego tak bardzo nie pragnę.
            - Dziś wieczorem?
            - Po co czekać? Myślę, że czekałam już wystarczająco długo. Dlaczego po prostu nie zrobimy tego tu i teraz?
            - Przestań traktować mnie jak kawał mięsa, dobrze? – zaprotestował w końcu. Zaśmialiśmy się szyderczo i chyba dopiero wtedy dotarło do nas, że nie jesteśmy sami. Droczenie się to jedno, ale rozmowy z podtekstem w towarzystwie to za dużo nawet jak na nasze standardy. Nic na to nie poradzę. Mam spaczone poczucie humoru. Na co dzień raczej mi to nie przeszkadza, odstraszam co najwyżej jedną, dwie osoby w ciągu doby, ale kiedy Aaron opuścił stolik i skierował się do wyjścia, zrozumiałam, że powinnam wreszcie opanować sztukę utrzymywania języka za zębami.
            Wzruszyłam jedynie ramionami i wróciłam do sączenia przez rurkę mrożonej kawy. Przynajmniej dopóki nie poczułam na sobie rozwścieczonego wzroku Wilshere’a, który dość sugestywnym ruchem głowy nakazał mi pognać za Ramseyem. Przez chwilę toczyliśmy zażartą dyskusję na migi. On marszczył brwi i „mówił” coś na kształt: „rusz ten tyłek”, ja natomiast unosiłam jedną brew, teatralnie krzyżując ręce na pięści, demonstrując jawną dezaprobatę dla tego pomysłu. Wreszcie zagraliśmy w papier, kamień, nożyce. Przegrałam z kretesem. Mogłoby się wydawać, że minęły całe wieki zanim rozstrzygnęliśmy nasz mały spór, ale tak naprawdę trwało to tylko krótką chwilę. Zdołałam więc dogonić naszą primadonnę.
            - Cześć – palnęłam bezmyślnie. Powinnam zostać negocjatorem. Tak łatwo mi to przychodzi. Rozegrałam to wręcz profesjonalnie. Oczami wyobraźni widziałam już jak odbieram nagrodę za negocjacje roku, niestety nadal byłam świadoma tego, że stoję przed Aaronem Ramseyem i chyba powinnam z nim porozmawiać, ale na dobrą sprawę nie wiem od czego zacząć, ani w ogóle jakie tematy konwersacji byłyby w tym momencie najbardziej wskazane.
            Oddychaj, Claire, oddychaj. W końcu to wychodzi ci najlepiej.
            Postanowiłam policzyć do dziesięciu, by nie dopuścić do tego, by mój chaotyczny zbiór myśli przerodził się w słowotok. Bo musicie wiedzieć, że moje wypowiedzi najczęściej przybierają charakter przydługiego monologu, którego swoją drogą nikt nigdy nie ma ochoty wysłuchiwać. Stres i nieodparta chęć uzewnętrzniania się są w moim przypadku jakoś dziwacznie powiązane. Popadam w skrajności. Oto cała ja - albo nie mówię nic, wychodząc z założenia, że milczenie jest złotem, albo plotę jak najęta, poszukując choćby odrobiny zrozumienia, choć najczęściej sama nie potrafię dostrzec sensu w tym co mówię.
            - Cześć. – Świetnie. Oboje okazaliśmy się cholernie rozmowni.
            - Czy ty przypadkiem… bo wiesz, to wyglądało trochę jakbyś… wyszedłeś tak nagle i…. –  oto kolejny doskonały przykład tego jak zachowuje się Claire, kiedy zjadają ją nerwy. Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam ten „wywód”. To nawet nie było jąkanie się. Miałam poważny problem ze zbudowaniem wypowiedzi, a kwestię ułomnego szyku zdania postaram się zgrabnie pominąć. – Mam dosyć specyficzne poczucie humoru. Jeśli cię uraziłam…
            Cholera. Do tej pory wydawało mi się, że wszyscy lubią sprośne żarty.
            - Och, daj spokój, Claire – uciął stanowczo. Było coś niepokojącego w tym jego głosie. Coś jakby niechęć do wdawania się w tę rozmowę. Żadne z nas nie chciało, aby do niej doszło, teoretycznie powinnam więc poczuć ulgę. Dlaczego nadal odczuwałam niepokój? Ramsey i to jego spojrzenie skarconego szczeniaka powoli zaczynało mnie irytować. Zbyt często docierał do najgłębszych zakamarków moich wyrzutów sumienia i robił ze mnie emocjonalnego wraka. Wystarczyło już tylko, by nie miał na twarzy tego cwaniakowatego uśmieszku, a ja już czułam się winna całemu złu tego świata.
            - Tak… - mruknęłam zrezygnowana i naprawdę chciałam to zakończyć raz na zawsze i wrócić do Jacka, jakkolwiek dwuznacznie to nie zabrzmi, ale doszłam do wniosku, że ucieczka byłaby tylko chwilowym rozwiązaniem. – Nie możesz być na mnie zły o całą tę sprawę z Wilsherem.
            - Oczywiście, że nie mogę być na ciebie zły o całą tę sprawę z Wilshere’m – powtórzył. Nie obraziłabym się, gdyby akurat w tym przypadku poskąpił mi ironii. – Ale mogę być zły o to, że mnie okłamałaś. Co najmniej dwa razy wyparłaś się tego, że coś was łączy.
            - Jeszcze jeden raz i mielibyśmy motyw biblijny – prychnęłam. Średnio dobry żart. Powiedziałabym nawet, że „słaby” to zbyt wygórowane określenie. Teatralnie przewróciłam oczami. Znowu to robił. To taki typ, którym każda chciałaby się zaopiekować. No właśnie. Każda. Tu z kolei obnaża się jego największy defekt, tuż obok przynoszenia pecha. Ale wracając do rzeczy… Boże, jak on dobrze wyglądał. Akurat wtedy, kiedy wychodziłam na największą wywłokę we wszechświecie, on musiał wyglądać tak nieskazitelnie i uroczo jak zawsze, obdarzając mnie tak słodkim i niewinnym, aczkolwiek niepozbawionym dystansu spojrzeniem. Do listy moich wad, której sporządzenie zajęłoby mi najprawdopodobniej całe życie musiałam jeszcze dopisać skłonność do naginania prawdy. Najgorsze było jednak to, że kłamałam teraz, biorąc udział w całej tej szopce, a nie wtedy, kiedy stwierdziłam, że ja i Wilshere jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Dalej tkwiłam w tym kłamstwie po uszy. Usłyszałam czyjeś kroki i nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć, że mój prywatny bodyguard sprawdzał, czy oby na pewno wszystko ze mną w porządku. W ramach sprostowania: na zewnątrz tak, w środku jakby znacznie mniej. – Chyba powinnam już iść – oświadczyłam, obracając się na pięcie. Szłam najwolniej jak tylko się dało, mając nadzieję, że pan idealny mnie zatrzyma i powie, że to co robię nie jest aż tak niewłaściwe jak mogłoby się wydawać.
            Jacky natychmiast objął mnie ramieniem, ale w zasadzie nie mam pojęcia jak powinnam interpretować ten gest, bo nie wiem czy aby przypadkiem nie zrobił tego na pokaz. W każdym razie opierając głowę na jego ramieniu poczułam coś jakby ulgę. Tkwiliśmy w tym we dwoje, więc przynajmniej zyskałam pewność, że on jeden nie będzie mnie z tego powodu osądzał.
            - Zły dzień, co? – spytał, doszczętnie rozczochrując moje włosy.
            - Raczej życie – westchnęłam ciężko, próbując pozbierać myśli. Zwykle w mojej głowie panuje istny chaos, ale to… tego nie można było porównać do niczego. – Wszystko zaczęło się pieprzyć, Jacky. Wszystko oprócz nas.
            - A ty znowu tylko o jednym! – odparł, udając oburzenie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, jednocześnie wybuchając śmiechem.
            - Wiesz, że nie to miałam na myśli.
            - Tu i teraz, pamiętasz? Tu i teraz. Obiecałaś mi to.
            - Jeśli do czterdziestki nikogo sobie nie znajdziemy, poprosisz mnie o rękę. To z kolei twoja obietnica. Ewentualnie wtedy będę mogła spełnić tę moją.
            - A co jeśli będę rozwiedziony?
            - Prawdopodobnie będę desperatką, więc nie powinno mi to przeszkadzać.
            - Zanim to nastąpi minie cała wieczność. A co jeśli dosyć późno się ożenię? Zgodzisz się na bycie moją kochanką?
            - Hej, to nie fair! Sugerujesz, że na pewno sobie kogoś znajdziesz, a ja będę skazana tylko i wyłącznie na ciebie! – sprzedałam mu porządnego kuksańca w bok. Skubaniec. Wiedziałam co kombinował. Skutecznie odwracał moją uwagę od problemów dotyczących pana Aarona Ramseya i koniec końców byłam mu za to wdzięczna. To było naprawdę słodkie z jego strony. Czy ja właśnie użyłam słowa „słodkie” w kontekście jego osoby? Oto i on - doskonały dowód na to, że balansuję na skraju załamania nerwowego i nie odpowiadam za własne czyny i słowa, nawet te niewypowiedziane na głos.


***


            Jadłam właśnie kolację z Tedem i Andrew, a że ten drugi samodzielnie ją przygotował, czynność ta nie należała do najprzyjemniejszych w moim życiu. Właściwie, to nawet ucieszyłam się, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Miałam pretekst, by bez wyrzutów sumienia odejść od stołu i zaprzestać konsumpcji tej mazi, imitującej prawdziwy posiłek. Nawet nie potrafiłabym ująć tego w inny sposób.
            - Tak wysoko cenisz sobie naszą przyjaźń? – usłyszałam już od progu wyrzuty ze strony Alice. – Ty wredna małpo! Najpierw nie powiedziałaś mi o tych plotkach, a teraz jeszcze o tym, że ty i Wilshere jesteście razem!
            Uwielbiam ją, doprawdy. Coraz częściej wpada do mojego mieszkania, rzucając na prawo i lewo tymi swoimi śmiesznymi oskarżeniami. Byłoby miło, gdyby oszczędziła sobie mówienie o pewnych sprawach przy mojej rodzinie, ale cóż… naważyłam piwa i teraz muszę je najwidoczniej wypić.
            - Och, świetnie. A więc teraz spotykasz się z homoseksualistą? Ojcze, Claire ma chyba mały problem z głową – Andrew zasłonił usta ręką, powstrzymując się od śmiechu.
            - Ted, nie słuchaj go – zasyczałam, nie potrafiąc już nawet pohamować szczypty złośliwości w moim głosie. Ten dom czasami przypominał istny cyrk. Nasza gwiazda – prymitywny klaun znany również jako mój brat jak zwykle musiał zrobić coś, by choć na moment znaleźć się w centrum zainteresowania. Łowca sensacji. Cała trójka spoglądała na mnie tak, jakby oczekiwała wyjaśnień. I co ja miałam im niby powiedzieć? Prawdę? – Jack nie jest gejem. Wymyśliłam to kłamstwo, żeby nikt nie dowiedział się o naszym związku – spuściłam wzrok i bez słowa skierowałam się do swojej sypialni. Już wtedy wiedziałam, że wyjdzie z tego niezły ambaras. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć drzwi, kiedy usłyszałam zmartwiony głos taty, dobiegający z salonu:
            - A co z tym drugim absztyfikantem?
            Świetnie. W tym domu nie istnieje Jack Wilshere i Aaron Ramsey. Jest za to: „absztyfikant 1” i „absztyfikant 2”.
            Skoro i tak obrywałam za nas dwoje i zaszło to tak daleko, że nawet Ted wiedział o naszym domniemanym związku, obiecałam sobie, że będę najlepszą udawaną dziewczyną pod słońcem i rozegramy to w taki sposób, że jeszcze długo pozostaniemy na językach znajomych. Chcą naszego związku, to będą go mieli. Najlepszy udawany związek w historii jest właśnie na wczesnym etapie tworzenia i póki co ma się całkiem nie najgorzej.


_____________________________________


Jak obiecałam jest szybciej i nawet dłuższy niż zwykle, bo wbrew pozorom biorę sobie wszystkie zażalenia do serca.

Mam trochę zaległości do nadrobienia jeśli chodzi o opowiadania, dlatego uprzejmie proszę o cierpliwość :3 Przy mnie będziecie jej dużo potrzebować.

A teraz proszę o uwagę. Polecam absolutny must read opowiadań o tematyce Arsenalowej, który znajdziecie TUTAJ. I proszę zostawić tam ładną opinię, bo warto.

30 komentarzy:

  1. Dziewczyno, Ty wiesz jak mi poprawić humor ;) Jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że spełniłaś moje marzenia o dłuższym rozdziale. Co do treści, czy ja odniosłam wrażenie, że Aaron Ramsey jest zazdrosny, jeżeli tak to uuu ciekawie się rozkręca. Oczywiście przyznam szczerze perspektywa Jacka i Claire jako małżeństwa brzmi świetnie. Już sobie wyobrażam ich dzieci no słodziaki ;) Niecierpliwie czekam na kolejny :) Pozdrawiam.

    [kapciuuszek.blogspot]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aww... dzieci Wilshere'a to wiadomo, że flawless jak Archie :3
      dziękuję :)i żaden problem - po prostu wcześniej sądziłam, że zanudzę czytelników na śmierć, jeśli rozdziały będą dłuższe. żyjesz, więc nie jest tak źle.

      Usuń
  2. www.gunner-love.blogspot.com zapraszam na 21 rozdział :)
    a teraz ide czytać Twoje :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytane i.... znowu nie dostałam wiadomości:( Trafiłam tu tylko dlatego, że wpadłam poinformować Cię o nowości u mnie.
    W każdym bądź razie okazuje się, że Aaron jest jednak zazdrosny o związek Claire z Jackiem. Dowcip może faktycznie sprośny i nietrafiony, ale gdyby nie ruszało to Ramseya to raczej nie uciekł by z tej kawiarni.
    No i Alice, która nie chciała nawet słuchać tylko uwierzyła w plotki... Nie dziwi mnie zupełnie reakcja Clarie. Nie dziwie się, że chce teraz zostać idealną 'dziewczyną'. Aż boję się pomyśleć co ona wymyśli:D
    No i nadal jestem w team Jack, bo to przecież przy nim czuje się bezpiecznie.
    Mam nadzieję, że nowość dodasz conajmniej za tydzień :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma problemu wybaczam :P

      Kiedy zamierzasz dodać kolejny rozdział?:D

      Usuń
    2. liczę na to, że teraz w końcu się zmobilizuję i jakoś raz w tygodniu postaram się coś dodać :3 i będę informować, I promise.

      Usuń
  4. To już drugi raz, kiedy szkoda mi Aarona i wcale mnie to nie cieszy. Mimo to, biedny Aaron. Nie wiem czy jest zazdrosny, czy po prostu wkurzony, bo z jego perspektywy, to naprawdę wygląda tak, jakby Claire totalnie go okłamała.
    Nie mogę uwierzyć, że Claire robi to wszystko tak bardzo bezmyślnie i dopiero po czasie uświadamia sobie z tego, jakie głupoty wyczynia. No bo nawet to kłamstwo z Jackiem na końcu. Jakby chciała, powiedziałaby po prostu, że chce udowodnić wszystkim, że Jack nie jest gejem, w końcu to jej rodzina i przyjaciółka, przy nich nie musi udawać. Ale to robi, prawda? Czuję, że ta sytuacja jej się podoba.. :D
    Albo to po prostu pokręcona natura naszej cudownej bohaterki, sama nie wiem..

    Jack tak totalnie słodko się zachował, odwracając uwagę Claire od tego, że wszystko sie pieprzy (no... prawie wszystko, hahaha :D). Uwielbiam go <3

    I oczywiście nie mogło zabraknąć sceny udowadniającej jaką niezdarą jest Claire, a jakże, to by było nie w jej stylu xD

    Piszesz u mnie, że u Ciebie nowość i dodajesz 'nie wiem czy się ucieszysz'. NIE WIESZ CZY SIĘ UCIESZĘ?! To chyba oczywiste, że straaaaaaasznie się cieszę :D Im więcej i im częściej tym lepiej <3 I taki fajny długi *,*

    całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale poor Aaron to mimo wszystko przesłodki Aaron. widzisz do czego doprowadziłam? na początku nie byłaś do niego przekonana, a teraz Ci go szkoda, robimy postępy :3 oj tam wiesz, że ja lubię mieszać! a Claire, cóż... Claire to Claire i za dużo od niej nie można wymagać, aczkolwiek jest bardziej sprytna niż mogłoby się wydawać.

      no wiesz jak uwielbiam tę aluzję, że wszystko się pieprzy oprócz nich samych? :'D

      mój długi, więc Twoje od teraz też mają być. *mobilizuję Cię*

      Usuń
    2. Ależ mam wyczucie czasu, że wchodzę tuż po tym, jak odpowiadasz :D
      Wciąż nie jestem do niego przekonana, mimo to wydaje mi się taki... wykorzystany i biedny :< To przemawia na jego korzyść.

      Wywołałaś śmiech, myślę, że mobilizacja udana, postaram się :D

      Usuń
    3. co ja mam zrobić, żebyś przekonała się do Ramseya? ;OO
      kurde no przydałaby się choć jedna osoba z team Aaron.
      szlag, już ja coś wymyślę, jeszcze pokochasz Ramleya :3 *szyderczy śmiech*

      Usuń
    4. Hahahahaha, po prostu... wiesz jaką mam słabość do seksownych przyjaciół.
      Ale pamiętasz jak było z Mattem i Peterem? Więc może i tym razem Ci się uda. Jestem otwarta na zmianę drużyny (?! hahaha), zaskocz mnie :D

      Usuń
    5. oj nie kuś nie kuś, bo jeszcze przekombinuję :3 pamięęętam :'D czy to się też przypadkiem nie zaczęło od współczucia? a nie, tam chyba chodziło o to, że ktoś zrzucił ręczniczek i w ten sposób zawładnął Twoim sercem :D

      Usuń
    6. Hahahaha, niewykluczone, że brak ręczniczka był momentem, w którym pomyślałam "brałabym", ale Matt, który zrobił dziecko innej (Emily?) także miał swój udział w moim zachwycaniu się cudownością Peterowego ciałka :D

      Usuń
    7. ale w sumie już trochę wcześniej coś tam wspominałaś, że coraz bardziej go lubisz :3 to nie było takie nagłe BUM jak z Mattym, czy Wilsherem, Twoje uczucie do Petera kiełkowało powoli. podobnie będzie z Aaronem :3 patrz już prawie zapomniałam jakim to Matty okazał się być frajerem :/

      Usuń
    8. Hahaha, tylko pamiętaj, że jak już będę kibicowała Aaronowi, to totalnie mnie skrzywdzisz, jak zostawisz go później ze złamanym serduszkiem, jak już Claire uświadomi sobie, że totalnie ciągnie ją do Jacka :D (ach, ta moja sympatia do Wilshera xD)
      Matty totalnie mnie wtedy rozczarował :(

      Usuń
    9. nie możesz mieć pewności, że Jack nie zrobi dziecka innej :D
      może pojawi się taka Lauren Neal i PYK - urodzi się Archie :3
      uhuhu to nawet nie przejaw sympatii :'D Ty jesteś tego prawie pewna, prawda?

      Usuń
    10. Przyznaj, że... nie zrobi :D Twoja kreatywność nie pozwoliłaby Ci na powtórzenie tej samej historii, ale przecież może zrobić coś innego (pilnuj się Wilshere...)
      PRAWIE pewna, to odpowiednie słowa, bo wiem, że możesz mnie zaskoczyć, ale przepełnia mnie nadzieja, że jednak mam rację :D

      Usuń
    11. no dobra, dziecka to może nie miałam w planach :D to chyba mogę Ci obiecać, ale tego, że Jack nie zrobi się slutty już nie.
      moja kreatywność powoli dogorywa i obawiam się, że pewnego dnia zginie śmiercią naturalną.

      Usuń
    12. Spoko, lubię niegrzecznych chłopców :D
      Zresztą, domyślałam się, że nie będzie przez cały czas tak kolorowo... Jestem gotowa na psychiczny cios.
      Moim skromnym zdaniem Twoja kreatywność ma się całkiem dobrze ;>

      Usuń
  5. Czyżby tygodniowy-udawany związek Clarie i Jack'a miał się "przedłużyć"? :D coś czuję, że Clarie ma kolejny genialny pomysł.
    Ramsey jest zazdrosnyyy! *.* ale to oraz niby kłamstwo Clarie, którego Aaron się domyślił, nie pomoże jej w oczarowaniu Ramseya.

    Ale mi poprawiłaś humor rozdziałem :D
    Nie wiem czy już wspominałam, ale masz świetny styl pisania c:

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :3 o Boże, nie masz pojęcia jak bardzo cieszę się z tego, że to naprawdę może poprawić komuś humor i wywołać u niego uśmiech.

      Usuń
  6. "Świetnie. W tym domu nie istnieje Jack Wilshere i Aaron Ramsey. Jest za to: „absztyfikant 1” i „absztyfikant 2”. " hahahaha
    O Boże! Ty jesteś cudowna!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Scena a’la Dirty Dancing mnie rozwaliła. No powiedzmy, że Claire po prostu wykonała ją „in Claire way” xD A ich droczenie się, awwww, czuję, że coś jeszcze kiedyś z tego będzie :D No i tak ją pięknie Jacky pocieszał i odciągał od Aarona…

    I chciałam zauważyć, że Claire coraz bardziej brnie w to kłamstewko o związku i niedługo będzie musiała w końcu BYĆ z Jackiem skoro już tak wszystkim nagadała… (nieeee, ja wcale nic nie sugeruję) :D :D


    I DOCENIAM, ŻE NADROBIŁAŚ MOJE OPOWIADANIE! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Claire wszystko robi in Claire way :3 każdy chciał kiedyś poudawać Baby :'D to tak jakby fikcyjnej postaci spełniały się moje marzenia. no może poza częścią, w której jest już całkowicie i niezaprzeczalnie skończoną niezdarą.

      to dobrze, że doceniasz, bo czytałam je 2 dni na raty!

      Usuń
  8. Wybacz mi kobieto za zaległości ale w Niedzielę poprzednią byłam w Londynie i darłam się na kochanego Jacka I Aarona aby coś strzelili. A oni przegrali. Fajnie. Udawany związek. Kolejna historia która dopiera mnie do łez. Na prawdę. Widać Aaron trochę przybity. Ale Wilshere jaki skromny. I ostatni kawałek tego rozdziału, czyżby dziewczyna wzięła udawany związek (który jest okropną rzeczą bo kłamstwa, za kłamstwem) na kolejny poziom? Nie wiem czy mam się bać :D Ale wiem że będzie ciekawie. Nie martw się o czas który ci zajmuje z nowym rozdziałem, nauka najważniejsza. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mimo wszystko byłaś tam ;__; farciara. choć w sumie nie wiem czy chciałabym to widzieć na żywo. no ale i tak... taki mecz.
      czekaj czekaj Ty masz tumblra?

      nie bój się :3 obiecuję, że wszyscy ujdą z tego z życiem.

      Usuń
  9. Przeczytałam rozdział jak tylko wstawiałaś, bo nudziło mi się na uniwerku, ale z telefony ciężko mi komentować. a domu zapomniałam bo byłam bardzo zmęczona, więc komentuje teraz.

    No więc zaczyna mnie meczyc ta sytuacja Wilshere - Clarie. Ja wiem, że ona jest zakochana w Aaronie, ale coś czuję w moich schorowanych kościach, że ta dwójka (czyli Jack i Clarie) zakocha się w sobie tak na poważnie. Ta sytuacja z udawanym związkiem, może bardzo odwrócić sytuacje. I nie chcę tu być żadnym prorokiem ( a ostatnia często mi się to zdarza, bo jak nic przewiduje to co się stanie, np. ostatnie mecze) ale czuje, że Aaron będzie poszkodowany. W sumie to wolałabym aby Clarie była z Aaronem. Jakoś nie wiem dlaczego nie lubię jak ktoś jest z Jackiem. Nie to, że go nie lubię, ale jakoś tak mi nie pasuje do niego żadna z dziewczyn (o Boże! Piszę głupoty jak potłuczona).

    Co to rozdziału to bardzo fajny. Czytałam go z uśmiechem na ustach, co ostatnio bardzo rzadko mi się zdarza przez to co się ostatnio z moim zdrowiem dzieje, wiec dziękuję ci za to.

    Jeśli chodzi o sprawy merytoryczne to nie ma za bardzo do czego się przyczepić.

    Dziękuje za uwagę. Czekam na kolejny.

    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszamy do polubienia fanpage na facebooku Dupeczki Z Arsenalu :)
    http://www.facebook.com/pages/Dupeczki-Z-Arsenalu/114805212042771

    OdpowiedzUsuń
  11. True Lies: Rozdział 2|II http://true-lies-blogstory.blogspot.com/2013/03/rozdzia-2ii.html?spref=tw

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń