sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 7. Nie powiesz nikomu?


                Ten tydzień być może należałby do tych najnudniejszych w moim życiu, gdyby nie mały szkopuł, a dokładniej ponad metr siedemdziesiąt prawdziwej esencji upierdliwości – Jack Wilshere we własnej osobie oraz jego przekomiczny pomysł zrobienia ze mnie sportowca. Chwilami mam dość jego niekończących się prób zeswatania mnie z Aaronem, gdyż jak wiadomo, przekreśliłam swoje nikłe szanse na tym szczeblu, aczkolwiek nie miałam na tyle odwagi, by powiedzieć mu o wszystkim, więc nadal rżnę głupa, pragnącego rozkochać w sobie Ramseya. Sama nie wiem dlaczego to robię.
            Jak twierdzi Jack, pan idealny uwielbia dziewczyny interesujące się sportem tudzież czynnie go uprawiające. Właśnie dlatego w ciągu kilku ostatnich dni kryty kort stał się moim drugim domem. Przecież każdy poleci na pasjonatkę tenisa. Wiecie, ta przykrótka spódniczka i charakterystyczne dźwięki wydawane podczas gry. Problem w tym, że nie jestem za dobrą tenisistką, a mówiąc dokładniej – jestem totalnie beznadziejna. Ot, czasem uda mi się trafić rakietą w piłkę. Wielka mi to filozofia. Ze względu na pogodę za oknem nie mogę nawet przyodziać tego skąpego odzienia, które miało nadrabiać ewidentny brak umiejętności w trakcie gry.
            - Przynajmniej sztukę postękiwania opanowałaś w stu procentach – parsknął szatyn, kiedy po raz któryś z kolei nie udało mi się zaserwować.
            - Cóż, miałam już kilka okazji, by przećwiczyć tę część w ostatnim czasie – odparłam na tyle głośno, że jakiś pierwszoklasista, stojący jakieś miliard kroków dalej, obdarzył mnie sugestywnym spojrzeniem, szepcząc coś pod nosem. Ach, te pierwszaki. Tylko jedno im w głowie.
            Na moment przerwałam swój pożal się Panie Boże trening, bo przyuważyłam u przyjaciela te maślane oczy i ten głupkowaty uśmieszek i już wiedziałam, że nadchodzi apokalipsa, ale oczywiście nie mogłam odchrząknąć, jak robią to normalni ludzie, albo przypomnieć mu o tym, żeby zamknął usta, o nie. Ja po prostu zamachnęłam się z całej siły, wyżywając się za wszelkie niepowodzenia na piłce tenisowej i trafiłam go prostu w… cóż, tam gdzie nie chciałby, żebym go trafiła. Zadziałało. Zwrócił na mnie uwagę. Lafirynda, do której przed sekundą wzdychał, zdążyła już zniknąć z naszego pola widzenia.
            - To by było na tyle, jeśli chodzi o twoją karierę sportową – skwitował, posykując z bólu. Jako pełna empatii osoba i domorosła pielęgniarka z zamiłowania, pragnęłam mu w jakikolwiek sposób pomóc, jednak ani masaż, ani nawet przyłożenie jakiegoś tam okładu nie było w tym wypadku właściwym posunięciem.
            - Jestem beznadziejna – burknęłam, krzyżując ręce na piersi.
            - Och, daj spokój. Poćwiczysz jeszcze trochę i będzie dobrze. Bez świadków. Najlepiej na jakimś odludziu. To ważne, żeby w promieniu kilkunastu mil nie było nikogo, komu mogłabyś zrobić krzywdę.
            - Nie pomagasz, Wilshere – odparłam tak żałośnie zasmuconym tonem, że przestał obscenicznie zwijać się z bólu i zmusił się do bladego uśmiechu.
            - Słuchaj, byłby skończonym idiotą, gdyby nie dostrzegł w tobie potencjału. No, niestety nie jest również wybitnym geniuszem, więc trzeba mu w tym pomóc.
            Właśnie tak brzmiały jedne z najmilszych słów, jakie kiedykolwiek padły z jego ust pod moim adresem. Był jeszcze co prawda mały incydent podczas imprezy z okazji Halloween, ale w sumie nie wiem czy w ogóle można to było nazwać komplementem. Powiedział wtedy, że jeśli do czterdziestki nikogo sobie nie znajdziemy, to wtedy mi się oświadczy. Trudno oszacować, czy mówił wtedy poważnie, zwłaszcza, że był przebrany za alfonsa, a ja za jego zdzirę.
            Naprawdę się starał, żeby wpoić mi dobre nawyki gry. Pokazywał, poprawiał, tłumaczył i tak w kółko. Nawet korygował moją postawę. I nic. Kiedyś lubiłam grać w tenisa. Naturalnie mu o tym nie powiem. Trochę się z nim droczę. W rzeczywistości nie jestem aż taka zła. Nikt nie jest. To niemożliwe. Ale gdyby wiedział, że nie do końca przypadkowo trafiłam go piłką tam, gdzie go trafiłam, to myślę, że skończyłoby się to wielkim fochem, chociaż Jacky nigdy takowych nie strzela. Byłam już zmęczona i miałam dość tych monotonicznych ruchów nadgarstkiem (czy tylko mi tak źle się to kojarzy?), więc jeszcze dwa razy niby przypadkiem przywaliłam mu w tyłek piłeczką, aż wreszcie zdecydował, że to koniec tych donikąd idących prób na dzisiaj.
            - Skoro ten pomysł nie wypalił, to może przynajmniej zrobisz sobie odważne zdjęcie, jeśli wiesz o czym mówię, co?
            - Wilshere! – wrzasnęłam, jednocześnie szturchając go w bok. Wiedziałam, że żartuje, ale sama ta wizja sprawiła, że miałam ochotę w dość ostentacyjny sposób zasymulować odruch wymiotny. NIE, NIE, NIE i jeszcze raz nie. Nawet ja nie jestem aż tak głupia. Jack parsknął śmiechem. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy którejś części mojego myślowego monologu nie zarecytowałam przypadkiem na głos, ale pewnie jestem przewrażliwiona. Najwyraźniej bawiła go moja reakcja na ten genialny pomysł.
            Ponieważ dawno tak bardzo się nie zmęczyłam i jako sportowiec potrzebowałam teraz dużej ilości kalorii, uparłam się, żebyśmy wstąpili do mojej ulubionej kawiarni. Mam niesamowite wyczucie czasu, naprawdę. Na liście wszystkich osób, których pragnęłam uniknąć tego dnia (tudzież: tego tygodnia, miesiąca, roku?) Aaron zajmował honorowe pierwsze miejsce. Minęliśmy się w drzwiach. Ledwo zdążyłam oswoić się z myślą, że potraktował mnie jak powietrze, rzucając tylko ciche: „cześć”, adresowane jakby bardziej do mojego towarzysza, a Jack już zaprosił go do naszego stolika. PO CO? Pytam: po co? Przełknęłam gorycz tej słodkiej porażki, zagryzając ją czekoladowym ciastkiem z kremem. Aktorstwo, podobnie jak wiele innych, w tym również dużo bardziej użytecznych rzeczy, nigdy nie było moją domeną. Udawanie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku jakoś mi nie wychodziło, a nie mogłam zamówić czwartego ciastka, byle tylko nie wziąć udziału w rozmowie. Rzadko przejmuję się tym, co wypada, a czego nie wypada robić, ale litości, ucieczka w jedzenie nie była dobrą alternatywą.
            Jack megasubtelnie szturchnął mnie pod stolikiem. Taka tam niewinna sugestia, żebym zaczęła się częściej odzywać. Niestety zderzenie jego kolana z moim udem było na tyle bolesne, że odruchowo uniosłam nogę do góry, tym samym uderzając o blat z niewysłowioną siłą. Miałam ten swój pięciominutowy zawał, kiedy plastikowy kubeczek z kawą niebezpiecznie rozkołysał się jakieś kilka centymetrów od mojej bluzki. Nie tym razem. Och, szczęściara ze mnie, doprawdy.
            Poza tymi wszystkimi niedoskonałościami, które z wielką satysfakcją przytaczam przy byle okazji, Wilshere ma jeszcze jedną, bardzo poważną wadę. Wydaje mu się, że jest w stanie pomóc wszystkim bez wyjątku, nawet jeśli nie jest do końca świadom skali problemu, z którym próbuje się zmierzyć i najgorsze jest to, że na koniec dnia nie możesz go nawet za to winić, bo przecież tak cholernie się stara i robi to wszystko z uśmiechem na twarzy, a uśmiecha się w taki sposób, że momentalnie można odnieść wrażenie, iż gromada elfów dosiadających jednorożce zaczyna  śpiewać najpiękniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek słyszałeś, grając przy tym na harfie i podrygując w takt muzyki. Jeszcze te jego dołeczki. Niech to szlag.
            Zostawił nas samych. Stwierdził, że musi gdzieś natychmiast zadzwonić. Jasne.
            Mój telefon znalazł się teraz w centrum mojego zainteresowania. Robiłam wszystko, byle tylko Aaron uległ wrażeniu, że jestem zajęta.
            - Czy wasza dwójka… no wiesz… - zaczął niepewnie, jakby przeczuwał, że stąpa po cienkim lodzie.
            - My? Ja i Jack? – zakrztusiłam się kawą. – Nigdy. O Boże. Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć? Jesteśmy przyjaciółmi. Ja rozumiem, że muszę to powtarzać jakieś milion razy w ciągu dnia, ale żebyś nawet ty w nas zwątpił? On nie zwróciłby na mnie uwagi nawet gdybym paradowała przed nim nago, uwierz. Pewnie podałby mi wtedy bluzę i kazał się ubrać, bo przecież jest na to za zimno. Prędzej zainteresowałby się tobą.
            - Czy on jest…
            Ups.
            - Nie powiesz nikomu? To tajemnica. Sam rozumiesz, wyjdzie z szafy kiedy wreszcie będzie na to gotowy.
            Gdy na powrót dołączył do nas właśnie zdemaskowany przeze mnie Wilshere, nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Ja wiem. Powinnam była ugryźć się w język, ale przecież mówiłam prawdę. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogło to zabrzmieć w ten sposób. Przynajmniej dopóki nie powiedziałam tego na głos. Być może za bardzo się zagalopowałam, ale postanowiłam nieco zabawić się jego kosztem.
            Przyuważyłam, że kelner pochyla się przy sąsiednim stoliku. Przygryzłam dolną wargę.
            - Jack! Na trzeciej! – nie omieszkałam go poinstruować. Kiedy się obrócił i jego oczom ukazał się wypinający się mężczyzna po trzydziestce, zmarszczył tylko brwi i mruknął coś pod nosem. – Na twoim miejscu bym nie wybrzydzała. Ma ponadprzeciętny tyłek, nie uważasz? Jak ty to mówisz, nie pogardziłabym!  
            - Jest cały twój.
            - Rozumiem. Nie jest w twoim typie.
            - Czekaj… co?
            - Miałeś mi opowiedzieć co działo się w ostatnim odcinku „Glee” – szybko zmieniłam temat, kontynuując jednak serię „100 dowodów na to, że Jacky jest gejem”. Czy jest coś mniej męskiego od oglądania tego serialu w tym wieku, kiedy nie jest się sterowaną hormonami nastolatką? Gdybym nie znała prawdy i mogła ocenić to obiektywnie, pewnie w jego obecności w tej chwili mój gej radar zawyłby niebezpiecznie głośno.
            Nieświadom niczego, zaczął się pogrążać, streszczając najprawdopodobniej cały poprzedni sezon.
            - Twój ulubiony bohater to Kurt Hummel? Ten gej? – wypalił Aaron, a ja ledwo powstrzymałam się przed wybuchem śmiechu.
            - Zachowujecie się naprawdę dziwnie – oświadczył Wilshere. Tak, Jacky. To my zachowujemy się dziwnie, a to, że twoja orientacja została poddana wątpliwości to tylko nieistotny szczegół. Żyj sobie w tej słodkiej nieświadomości, bo w najbliższym czasie nie mam zamiaru wyprowadzać cię z błędu.
            Cóż, nie miałam pojęcia, że Aaron również się zagalopuje. Wieczorem wpadła do mnie Alice, od progu obwieszczając całemu światu, że to sprawa niecierpiąca zwłoki. Zeskoczyłam w łóżka, chociaż byłam już w piżamie i zaspanym głosem zapytałam o co chodzi.
            - Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? – zarzuciła mi na samym wstępie.
            - Nie powiedziałam o czym? – ziewnęłam głośno, opierając ręce na biodrach. Byłam chyba zbyt zmęczona, by połączyć pewne fakty, a może to kwestia mojej wątpliwej inteligencji?
            - Że Wilshere to gej! – krzyknęła, a w jej głosie dało się wyczuć wyraźne podniecenie. Pech chciał, że usłyszał to mój braciszek, który przechodził akurat obok mojej sypialni.
            - Wilshere jest gejem? Ja wiedziałem! Wiedziałem! Mówiłem ojcu, że jedyny mężczyzna, który poświęca ci sto procent swojej uwagi musi być gejem. Ale nie, on zaczął szykować już posag.
            - Dzięki, Andrew! Nienawidzę cię! – syknęłam. Tak, to był ten moment, kiedy zorientowałam się, że nie tak łatwo będzie to wszystko odkręcić.


__________________________________________


Cóż mogę rzec? Być może nieco mnie poniosło, ale już Marta będzie wiedziała czym się inspirowałam :3

Mam nadzieję, że czas przeznaczony na przeczytanie rozdziału nie był dla was czasem straconym, tyle. 

21 komentarzy:

  1. łuhuuł, zgaduję, że to Ty napisałaś nowy rozdział :D dobra, zabieram się za czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Claire coś ty narobiła? Hahahahaha :D
      Dobra, to pewnie będzie moja wyjątkowa nadinterpretacja i w grę wejdą moje marzenia, ale kiedy Claire nazwała obiekt zainteresowania lafiryndą, a później urządziła skuteczny zamach na jego kroczę, pomyślałam, że to może jakaś nutka zazdrości... :D :D To tylko nadzieja przeze mnie przemawia xD
      Hahahahahaha, na myśl o masażu albo okładach pomyślałam oczywiście ALE DLACZEGO NIE? Hahahaha
      Oczywiście zwróciłam uwagę na ten doskonały opis uśmiechu Jacka :D Doskonały, słodki i pełen niepohamowanej radości jadących na jednorożcu elfów UŚMIECH <3
      Wydaje mi się, że Aaron już pytał o to, czy Claire+Jack=<3
      ...
      Tak, pytał, sprawdziałam, haha :D A przy okazji przeczytałam pół rozdziału 3 i kilka kawałków innych rozdziałów xD
      A co to oznacza, że:
      a) Jest taki tępy, że nie potrafi przyjąć do wiadomości tego, że (NIESTETY :<<<<) nie są razem;
      b) Jack i Claire naprawdę wydają się tak idealnie do siebie pasować, że myśl o tym, że nie są razem wydaje się zbyt absurdalna, żeby ją zaakceptować.
      Obstawiam opcję b).
      Nie ważne, ważne jest to co się stało później, bo właśnie przechodzimy do genialnego pomysłu Claire, z którego (tak czuję, ale oczywiście- OBY NIE!) wyniknie niezła akcja xD
      W sumie na początku pomyślałam: halo, czy ja coś przeoczyłam? Przecież Jacky NIE MOŻE być gejem.
      Przez moment zapomniałam, że mamy do czynienia z Claire xD

      I na koniec: "Mówiłem ojcu, że jedyny mężczyzna, który poświęca ci sto procent swojej uwagi musi być gejem. Ale nie, on zaczął szykować już posag."
      Hahahahahaha, Andrew! KOCHAM CIĘ! :3

      Podsumowując to na pewno nie był czas stracony, a większą część rozdziału czytałam z bananem na twarzy :D

      No to czekam na rozwinięcie akcji "Jacky gej" (Gdyby to była prawda, chyba naprawdę bym się załamała. Albo trzymała kciuki, żeby Claire zmieniła płeć, czy coś xD)
      Całuski! :*

      Usuń
    2. Aaron nie może przyjąć do świadomości tego, że go odrzucono :3 próbuje usprawiedliwić to faktem, że Claire wybrała Jacka. no i wolał się upewnić.
      ale Twoja opcja 'B' też jest dobra, jestem pod wrażeniem.
      Andrew <3 postaram się, żeby było go więcej, polubiłam skurczybyka :3

      Usuń
    3. Ojej, biedny, odrzucony Aaron.
      Myślę, że nawet jeśli Claire wciąż zaprzecza, to Aaron wie swoje. I w tym się z Aaronem zgadzamy, haha :D
      Ale przyznam, że o tym nie pomyślałam. Że mimo wszystko, Claire swoimi ostatnimi słowami naruszyła jego ego. xD

      Usuń
    4. oczywiście, że zraniła jego ego :3 dlatego tym bardziej kombinuje, żeby poczuć się lepiej. ale więcej już nie powiem. niech przemówią jego czyny! xD

      Usuń
  2. Hahahaha totalnie mnie zabilas tym fragmentem o "nadgarstku" - doslownie sie na glos zasmialam a siedze na wykladzie.

    Fragment o tym ze Jack jest gejem to dziwne posuniecie, ale dziwnie zabawne. Teraz trudno bedzie to glownej bohaterce odkrecic. ale to juz twoja w tym glowa by to zrobic. Ciekawa jak reakcja bedzie na to Jacka kiedy sie dowie, ze jego obiekt "uczuc" zrobil z niego geja.

    Czekam na kolejny.

    Pozdrawiam N.

    [Pisze z tel wiec sorki za bledy]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, uwielbiam te moje aluzje i żarty słowne, sprytnie przemycone w rozdziale :3
      Jacky - gej to oksymoron :D no ale już ja o to zadbam, żeby było ciekawie.

      dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  3. o Boże, biedny Jacky. Zresztą jestem świeżo po meczu i przeżywam co się dziś z nim stało. Ale się ubawiłam przy tym rozdziale! Andrew<3
    zapraszam do siebie: nigdynieopuszczaj.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze wiedzieć, że poprawiłam Ci humor :3

      Usuń
  4. Aaaaaaaaaa jak ja kocham Twój styl pisania. Dawno, DAWNO się tak nie ubawiłam :D Jesteś mistrzynią :D Claire ma takie poczucie humoru i tak sobie sama przygaduje, że nie da się nie śmiać w głos! :D
    No i chciałabym zaznaczyć, że ja jak najbardziej jestem "Team-Jack", ale nie ma co przyspieszać faktów, niech się jeszcze ze sobą podroczą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki xD teraz to ja się uśmiecham, czytając Twój komentarz :3

      Usuń
  5. Te opowiadanie zawsze umie poprawić mi humor. Jak ty to robisz? Ubawił mnie ten cały tenis. No i te poczucie humoru i 'Wilshere - gej' haha. Padłam! Czekam na więcej! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, mam podobne poczucie humoru do głównej bohaterki :D i też nadużywam sarkazmu.

      Usuń
  6. Po pierwsze małe zażalenie :P Bo gdyby nie tumblr to nawet nie wiedziałabym o nowości :( Co mnie martwi, bo uwielbiam twój styl pisania.
    Co dalej? Hm... Uśmiałam się czytając o uderzeniu piłeczką tenisową w dość intymne miejsce Jacka. Auć. To musiało go boleć, nawet tak mocno, że oderwał wzrok od jakiejś niewiasty. No właśnie i to znowu utwierdza mnie w przekonaniu, że nasza główna bohaterka czuje coś do Jacka tylko sama jeszcze nie do końca wie, że to coś więcej niż przyjaźń. A oszukiwanie siebie samej i brnięcie na siłę w Ramseya... Długo tego nie pociągnie, nawet chcąc tym uszczęśliwić swatkę Wilshere'a.
    No i w efekcie wyszedł nam Jack gej. Jestem ciekawa w jakich okolicznościach wyjdzie na jaw zarówno plotka, jak i osoba ją rozsiewająca. Mam nadzieję, że prędko dodasz nowość i wszystko wyjaśnisz. No i na sam koniec dodam, że TEAM JACK 4ever

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. UGH zacznę informować o nowościach, obiecuję. po prostu teraz jest takie zamieszanie, tyle nauki, że nie wiadomo w co ręce włożyć.
      dziękuję :)

      Usuń
  7. NOWY: Because I love you...: Rozdział 11|XI http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/02/rozdzia-11xi.html?spref=tw

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli miałabym zacytować najlepsze fragmenty tego rozdziału, to musiałabym go przepisać. Po prostu świetne jak zwykle. Jacky to taki słodziak. A ta propozycja oświadczyn, w przypadku braku odnalezienia drugich połówek - GENIALNA. Czy już pisałam, że Jack jest słodki? Ah tak wcześniej. Czyżby Aaron odczuwał nutkę zazdrości? Ehmm... Mimo, że Jack jest jego kumplem to potraktował go jak potencjalnego rywala? Dobrze wysuwam wnioski? Mam nadzieję, że poznamy szybko dalsze losy tej zwariowanej historii, bo naprawdę uwielbiam ją. Lubię Ramseya, ale no niestety jestem team Jack ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny post.

    [kapciuuszek.blogspot]

    OdpowiedzUsuń
  9. http://gunner-love.blogspot.com zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wierzę! Jeszcze nie skomentowałam tego odcinka?! Już naprawiam błąd. Zacznę od tego, że praktycznie co drugie zdanie doprowadzało mnie do wybuchu śmiechu :D. Jeśli złapie mnie dół, już wiem, co mam włączyć na poprawę humoru :D. Chociaż biorąc pod uwagę końcówkę tego rozdziału, to coś mi się wydaje, że w następnym może być trochę 'ciężko' na linii Jack-Claire. No, chyba, że Jacko ma do siebie napraaaawdę dużo dystansu (btw. czy już pisałam, jak bardzo kocham Jacka i jego przyjaźń, bardzo specyficzną swoją drogą, z Claire? pewnie pisałam, ale to nic...). Zakończę mówiąc, że baaardzo nie mogę się doczekać kolejnej części i mam nadzieję, że nie dasz nam już długo czekać :).
    Aha, jeszcze jedno! Czas przeznaczony na przeczytanie rozdziału, absolutnie nie był dla mnie czasem straconym!

    OdpowiedzUsuń
  11. Because I love you...: Epilog http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2013/02/epilog.html?spref=tw

    OdpowiedzUsuń
  12. True Lies: Prolog http://true-lies-blogstory.blogspot.com/2013/02/prolog.html?spref=tw

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń