poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 17. Niezręcznie


Oto ja, Claire Riley jestem największym prześladowcą Aarona Ramseya. Kojarzycie ten typ psychopatycznego dręczyciela, który obserwuje sen swojej ofiary? To właśnie cała ja. Jakąś godzinę wpatrywałam się w niego kiedy spał, nie mogąc uwierzyć w jawną niesprawiedliwość tego tam na górze. Z jednej strony istnieją tacy jak on, a z drugiej mamy też znaczne odstępstwa od piękna (mówię o mnie). Wizualizacja boskiego niedopatrzenia. Oddychając miarowo, bezustannie wertowałam go wzrokiem, nie czując przy tym zupełnie niczego, może poza kiełkującą we mnie od jakiegoś czasu pustką. Kiedy pan piękny otworzył oczy, natychmiast obróciłam się na drugi bok, modląc się w duchu, by nie domyślił się jak wiele przyjemności sprawiało mi patrzenie na jego idealną twarz, liczenie jego perfekcyjnie wyrzeźbionych mięśni, żeber, znamion, pieprzyków... Nie oceniajcie mnie. Przecież już na wstępie zaznaczyłam, że jestem sadystycznym psychopatą.
Oto ja, Claire Riley jestem największą sierotą na świecie, a do moich największych osiągnięć należy zaciągnięcie Aarona Ramseya do łóżka. Na upartego można by rzec, że to moje jedyne osiągnięcie. Wygranie kilku konkursów w podstawówce chyba uległo już przedawnieniu.
Oto ja, Claire Riley jestem cholernie zmęczona. Zmęczona porannym wymykaniem się z łóżka, kiedy Ramsey przewraca się na drugi bok, bełkocząc coś pod nosem, zmęczona całą tą sytuacją między mną a Wilsherem, zmęczona... po prostu zmęczona. Przypomnienie sobie ostatniej przespanej przynajmniej w siedemdziesięciu procentach nocy sprawiło mi ogromny problem. Tak, nie mogąc zasnąć dokonuję różnych dziwnych obliczeń. Próbowałam nawet zliczyć te wszystkie upokorzenia, które napotkały mnie w ostatnim czasie, ale kiedy doszłam do dwudziestu powiedziałam sobie "dość". Rozpamiętywanie tego typu rzeczy nie miało sensu, albo może inaczej - miałoby sens, gdybym planowała podciąć sobie żyły, słuchając "Bleeding love" (w sumie "Bleed it out" pasowałoby nawet bardziej, ale wyjątkowo nie byłam w nastroju na Linkin Park).
-Wszystko w porządku? - Alice zmarszczyła brwi, wymachując ręką tuż przed moimi oczami. Coś mi tu nie grało. To nie ona była od pytania czy wszystko było w porządku. Ona była raczej od sprawiania, że wszystko było nie w porządku. - Wyglądasz okropnie.
-Dzięki.
-Nie, serio. Zaczynasz przypominać Edwarda Nortona w "Podziemnym kręgu", a biorąc pod uwagę to, że cierpiał na bezsenność...
-Nie umiem z nim rozmawiać. Wiesz jak kończy się każda konwersacja w naszym przypadku? Na hasło "nudzi mi się", on zdejmuje koszulkę.
-Nieźle go sobie wyszkoliłaś!
-To nawet nie jest śmieszne. Byłoby, gdybyś powiedziała coś takiego tydzień temu, ale nie teraz.
-Przesadzasz.
-Dobra, nieważne.
"Nieważne". Nauczyłam się jak z klasą ucinać dyskusje, które zmierzały donikąd.
Ted był w szpitalu. To podobno nic poważnego, "mały problem z sercem", ale zatrzymali go na kilka dni, żeby zrobić wszystkie badania. Nikomu o tym nie powiedziałam. Jest tylko jedna osoba, do której mogłabym się zwrócić z problemem tego typu, ale właśnie przechodziliśmy tak zwane ciche dni.

***

Claire jest dobra w jeszcze jednej rzeczy (ostatnio naprawdę często mówię o sobie w trzeciej osobie i chyba nawet sama uważam, że to dosyć niepokojące). Jako osoba kompromitująca się sześćdziesiąt razy na minutę nauczyłam się jak błyskawicznie schować dumę do kieszeni i udawać, że nic się nie stało. To właśnie ja w zastraszająco przeważającej liczbie przypadków jako pierwsza wyciągałam dłoń na zgodę. Zresztą godzenie się z Wilsherem to żadne godzenie, bo jakby nie patrzeć nigdy nie kłócimy się tak na poważnie. Znaczy mamy te swoje awantury na noże, ale nigdy nie bierzemy tego całego "to koniec naszej przyjaźni" na serio. Może dlatego nadal dzwonił do mnie, kiedy pijany zostawał ostatnim gościem imprezy i potrzebował się komuś wygadać.
Usłyszałam gdzieś, że noce są stworzone głównie do mówienia rzeczy, których nie możesz powiedzieć następnego dnia i chyba coś w tym jest.
Powstrzymałam go przed wypiciem kolejnej porcji whisky. Usiadłam na brzegu kanapy. No dobra, może jednak to nasze godzenie się wymagało inicjatywy obojga, z naciskiem na inicjatywę Jacka.
-Zerwałem z nią.
-Dlaczego? - odparłam, choć na moje usta na dobrą sprawę nawinęła się tylko jedna odpowiedź - "nareszcie".
-Kazała mi wybierać.
-Pomiędzy whisky i szkocką?
-Pomiędzy tobą a nią.
Zrobiło się niezręcznie. Głupkowato zagwizdałam na melodię "fiufiufiu".
Doskonale wiedziałam o co chodziło. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wystarczyło, żeby Claire szepnęła słówko, a Jacky już zakładał swoją pelerynę superbohatera i leciał na drugi koniec miasta, żeby wyręczyć ją w wynoszeniu śmieci. To nie tak, że wykorzystywałam go pod byle pretekstem. Nasza symbioza polegała raczej na tym, że ja potrzebowałam rozmów z nim, żeby spokojnie zasnąć, bo miewałam te swoje stany depresyjne, a on... on potrzebował mnie raz na jakiś czas, kiedy jakaś przedstawicielka płci żeńskiej o dziwo czegoś mu odmówiła. Kilka dni wcześniej miałam jeden z takich dni, kiedy potrzebowałam go bardziej niż zwykle i choć nie byliśmy oficjalnie pogodzeni, miałam czelność do niego zadzwonić. Odbyliśmy najdłuższą rozmowę telefoniczną w moim życiu. Skąd mogłam wiedzieć, że był wtedy u niej?
-Dlaczego wybrałeś mnie?
-Kto normalny kazałby mi wybierać pomiędzy najlepszym kumplem, a przelotną znajomą z dzieckiem?
-Wiesz, że użyłeś nieprawidłowego rodzaju...
-Wiesz, że właśnie zacząłem żałować podjęcia takiej decyzji?
Uśmiechnęłam się blado. Szybko znajdzie sobie pocieszenie, tak jak zawsze to robił. Nieśmiało złapałam go za rękę i splotłam nasze palce.
Być może na starość robiłam się cholernie sentymentalna, ale przypomniało mi się jak ponad rok wcześniej pocieszałam go po zerwaniu z Olivią, a może to była Nicole? Co za różnica. Schemat był ten sam. On był pijany, a ja znudzona opowieściami o jego "prawie idealnym" związku, próbowałam pomóc mu odbić się od dna, choć na co dzień to on pełnił tę funkcję i pomagał mi wstać za każdym razem, kiedy upadałam, co z kolei wpłynęło na to, że nie miałam zbyt dużego doświadczenia w pocieszaniu go. Zwyczajnie byłam przy nim, trzymałam go za rękę i dokładałam wszelkich starań, by nie skrzywdzić ani siebie, ani jego i przypadkowo nie podpalić mieszkania. Widocznie to wystarczyło, bo gdyby było inaczej, to pewnie nie dzwoniłby do mnie za każdym razem, prawda?
-Nie chcę tego zepsuć. Zależy mi na tobie. Na nim też.
-Zamknij się, Riley. Wiem, że mnie uwielbiasz. 
-Nie schlebiaj sobie.

***

Mamrocząc coś pod nosem wróciłam do domu. Po omacku zapaliłam światło w moim pokoju i poszłam do łazienki. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po przekroczeniu progu mojej sypialni po raz drugi, zorientowałam się, że moje ukochane miejsce na ławeczce przy oknie zajmuje i pewnie przez cały ten czas zajmował Aaron. Westchnęłam głośno. Musiałam się w końcu komuś wygadać. Poza tym potrzebowałam wymówki. Cały dzień byłam praktycznie nieuchwytna. Telefonicznie, osobiście - na każdym szczeblu.
-Ted jest w szpitalu - wyrecytowałam szybko, jednocześnie zasłaniając oczy. Wydedukowałam, że kiedy już je odsłonię, zobaczę Adonisa bez koszulki. Jak mówiłam mieliśmy pewne problemy z komunikacją werbalną.
-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
Wzruszyłam ramionami. To było takie proste. Jedno zdanie. Kamień z serca.
Ramsey podszedł do mnie i odgarnął włosy z mojego policzka. Czyżby właśnie wykonał miły, aczkolwiek pozbawiony podtekstu erotycznego gest? To było takie proste. Nie rozumiem dlaczego z góry założyłam, że będzie chciał zakończyć tę rozmowę tak jak zwykł to robić do tej pory. Miałam wyrzuty sumienia. Tak troszeczkę. Przez myśl przeszło mi nawet, że to ja powinnam się pozbyć bluzki, ale robiliśmy postępy i nie chciałam tego zepsuć przez własne, egoistyczne zachcianki.
Brązowooki uniósł mój podbródek i po chwili czuły pocałunek wylądował na czubku mojego nosa. Jak chciał to potrafił.
-Dlaczego ty mnie w ogóle tolerujesz, co? - odpowiedziałam z dużym opóźnieniem pytaniem na pytanie, jednocześnie wodząc opuszkami palców gdzieś w okolicy jego karku.
-Cóż, jesteś niezdarna, uparta, wstydliwa i małomówna, a innym razem gadatliwa i aż nazbyt szczera, cyniczna, złośliwa, niezdecydowana, niecierpliwa...
-Wystarczy! - ucięłam, wyraźnie naburmuszona. Aż dziw, że ten przymiotnik również nie znalazł się na liście.
-Podoba mi się to twoje metr siedemdziesiąt stuprocentowego bałaganu. Nie muszę być przy tobie Aaronem "chcesz mieć w sobie coś walijskiego?" Ramseyem. 
-Och, zamknij się zanim zrobi się jeszcze bardziej kiczowato.
Bez słowa złapał mnie za rękę i zaprowadził na dół, do salonu. Zrobiło się jeszcze dziwniej, bo staliśmy się świadkami specyficznej scenki. Nie mogłam nic zrobić. Pięść Andrew w zwolnionym tempie zbliżała się do twarzy Wilshere'a. Jack przez chwilę wertował otępiałym wzrokiem to mnie, to znowu mojego braciszka. Mocno oberwał. To musiało się skończyć podbitym okiem. Póki co jednak w miejscu uderzenia skóra była zaledwie zaczerwieniona i lekko opuchnięta.
-Czy ty do reszty zwariowałeś?! - wrzasnęłam. - Już się pogodziliśmy.
-Tu nie chodzi o ciebie.
-No więc o kogo? Proszę, wytłumacz mi od kiedy witasz naszych gości przy pomocy pięści.
-Zerwałem z Alice.
-To nie upoważnia cię do...
-Pocałował ją.
-Och, świetnie - tu puściłam rękę Aarona, bo poczułam jak każdy mięsień mojego ciała próbował zmusić mnie do tego, bym pomściła związek mojej przyjaciółki, skopując tyłek Jacka. Widzicie starszy Riley nie jest jedyną osobą, która ma mały problem z samokontrolą. Chwyciłam za szklany wazon leżący na szafce przy schodach i rzuciłam nim w... NIE, nie jest ze mną jeszcze tak źle, nie rzucam przedmiotami w ludzi. Oberwało się ścianie przy kominku. Skaleczyłam się.
Nie wiedzieć czemu przypomniało mi się jedno z pierwszych spotkań z Wilsherem. Przecięłam wtedy palec kartką papieru, a on owinął moją rękę bandażem. Aż do barku. Podkreślam, że krwawił tylko palec wskazujący.
Zrobiło się małe zamieszanie. Aaron biegał po kuchni, szukając plastra, Andrew ostentacyjnie opuścił mieszkanie, a Jack... a Jack bezczelnie usiadł koło mnie na schodach, udając, że nic takiego się nie stało.
-Nic nie powiesz? - prawie niezauważalnie zmarszczył brwi, nachalnie świdrując mnie tymi swoimi orzechowymi tęczówkami, które przybrały nieco niewinnego wyrazu, wiecie, syndrom skrzywdzonego szczeniaka. Nie wiem czy oczekiwał ode mnie rozgrzeszenia, w każdym razie nie miałam ochoty na tę rozmowę. Nie z nim i nie w takim momencie. Kontynuował więc ze wzrokiem wbitym w podłogę i rękoma złożonymi jak do modlitwy. - Nawaliłem i to jest ten moment, żeby Claire Riley udzieliła mi swojego pouczająco-kojącego kazania o tym jaki to jestem beznadziejny i jak zamiast komplikować życie wszystkim wkoło, powinienem się wziąć w garść. Przepraszam, znowu mówię o sobie, tymczasem ty krwawisz - najdelikatniej jak to tylko możliwe złapał moją dłoń i położył ją na swojej. Beznamiętnie patrzyłam jak krew stróżkami spływała po mojej skórze. Gdyby mógł, siłą wpakowałby mnie w ambulans, a następnie umieścił na OIOMie. - Na pewno nic ci nie będzie? Bo wiesz czasami to co nie wygląda zbyt poważnie... - pokręciłam głową z dezaprobatą. Bywał taki nadopiekuńczy. Rozumiem, że należę do tych osób, które co rusz potykają się o własną głupotę, ale czasami przesadzał. - Chyba właśnie przestałaś mnie uwielbiać, prawda?
-Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że cię kocham - szepnęłam, przygryzając dolną wargę. - Ty i Vanessa... Kiedy byliście razem spędziłam cholernie dużo czasu na bezskutecznych próbach odpowiedzenia sobie na pytanie "co oni teraz robią?". Ledwo znosiłam myśl, że wy... że ona... zasypiałam myśląc o tym, że w tym samym czasie jesteście razem. Czułam się trochę tak, jakby zgarnęła mi ciebie sprzed nosa, chociaż nigdy na dobrą sprawę nie byłeś tak do końca mój. Wcale nie byłeś mój. Najprawdopodobniej nigdy nie będziesz, no ale nic, to nie miała być aż tak przygnębiająca mowa. Tak czy inaczej nie było mi łatwo. Bycie twoją przyjaciółką nie jest łatwe. Nie wierzę, że coś takiego ani przez moment nie przeszło ci przez myśl. Najbardziej zakompleksiona istota we wszechświecie przyjaźniąca się z kimś takim jak ty, no pomyśl, Wilshere, pomyśl. Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Nasze zgranie w czasie jest do niczego. Za bardzo namieszaliśmy. Spieprzyłam na całej linii. Ale ty nie byłeś lepszy! Nie wierzę, że upadłeś tak nisko, żeby po tym wszystkim dobierać się do Alice. A co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Nadal będę żałośnie się wszystkiego wypierać, a ty nadal będziesz dzwonił do mnie po pijaku i nic się nie zmieni, bo nigdy ci o tym wszystkim nie powiem.
Tak mniej więcej wyglądałoby to w alternatywnej rzeczywistości. Może poza tym równie skromnym, co zaskakującym zakończeniem.
W prawdziwym świecie Claire Riley na hasło "chyba właśnie przestałaś mnie uwielbiać" tylko mocniej ścisnęła jego dłoń, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się cyniczny półuśmiech.
-Zgadłeś.
Aaron pojawił się na horyzoncie i dumny jak paw, z uśmiechem wyrachowanego psychopaty wręczył mi plaster, po czym wykonał kilka niezgrabnych ruchów, odebrał mi go i ostatecznie sam wykonał opatrunek. Z ciężkim sercem dałam mu do zrozumienia, że opatrzył nie tą rękę co trzeba. Krew była wszędzie. To dosyć mylące. Pomógł mi wstać, a potem objął mnie na wysokości bioder, zupełnie jakbym była jego własnością. 



___________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Chyba powiało przygnębieniem (powiało???) i za to również przepraszam.
KAROLLA, TY TO POTRAFISZ MOTYWOWAĆ :'))
Przepraszam za ten rozdział.

23 komentarze:

  1. Genialne jak zawsze.
    Te miłosne wyznanie do którego nie doszło było piękne. No i kurde serio mają zły timing.
    No ale widze ze Clarie świetnie zbudowała sobie związek z Aaronem + są coraz bardziej szczerzy ze soba, więc wydaje mi się że to nabiera sensu i im dlużej bedzie trwać to coraz trudniej bedzie im sie rozstac. Jakies przywiązanie czy coś. Choćby do tych jego mięśni xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mięśnie Aarona <3 Gdybym go spotkała to przywiązałabym się do nich w tym dosłownym sensie :')))

      Usuń
  2. Świetny rozdział z resztą jak zawsze.Szkoda,że Claire nie wyznała miłości Jack'owi.Mam jednak jeszcze nadzieje,że będą razem.Z niecierpliwością czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się podoba nastrój tego rozdziału. I tak bardzo żałuję, że to najprawdziwsze wyznanie nie padło z ust Clarie. Sądzę, że ona i Aaron nie przetrwają... Nawet im tego nie życzę XDD (SO BAD)
    I tak strasznie lubię Twoją depresyjność, że więcej nie mogę już nic dodać. OJ SMUTEK.
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jędzo! :D
      Ej, czyli że udało mi się napisać w miarę depresyjny rozdział? Robię postępy.

      Usuń
  4. Zdecydowanie szkoda, że Clarie nie powiedziała tego wszystkiego Jack'owi:( To by wiele ułatwiło pomiędzy nimi.. No, bo czy oni nie są dla siebie idealni? Czekam na następny:) Pozdrawiam:)

    [just-a-dream-lovearsenal]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie użyłabym słowa 'idealny' w odniesieniu do Claire ;>

      Usuń
  5. Czeeść! Wczoraj trafiłam na Twoje opowiadanie i spodobało mi się i przeczytałam sobie całe i bardzo mi się podoba. Wiem, to zdanie nie ma sensu, nigdy nie umiałam pisać dobrych pierwszych komentarzy. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. I pozwolisz tu zostać. Chciałabym coś napisać o opowiadaniu, ale tyle tego, że mi się nie chce. Przepraszam, wstałam godzinę temu i widocznie jeszcze nie do końca jestem w stanie układać mądre zdania z mądrym przesłaniem. To zabrzmiało jakbym kiedykolwiek takie umiała pisać. Ale z reguły aż tak źle nie jest. Chyba. Nieważne.
    W sumie to nie wiem czy jestem "Team Jack" czy "Team Aaron", bo obydwoje są cudowni, że ach i och, ale... dlaczego ona nie wyznała miłości Jackowi?!?! A propos głównej bohaterki - Claire Riley jest moją ulubioną postacią z wszystkich fanfików jakie czytałam. A Ciebie uwielbiam! Bo stworzyłaś coś, co nie powinno mieć racji bytu, bo jak to tak można tak świetnie pisać jak ty.
    Życzę Tobie weny, a sobie żebym mogła za niedługo przeczytać nowy rozdział tego bóstwa!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa! Nienawidzę spamować i się reklamować, ale... Może wpadłabyś na mojego bloga? If ya want. Całkiem nowy. I syfiasty, ale co tam.
      http://pogo-na-autostradzie.blogspot.com/
      Pozdrawiam raz jeszcze i raz jeszcze życzę weny!

      Usuń
    2. Dziękuję za przemiłe słowa :3

      Usuń
  6. Gdzieś tam w środku rozdziału pomyślałam sobie nawet, że MUSZĘ DOKOŃCZYĆ ROZDZIAŁ. Teraz, zaraz, już. Taka wiesz motywacja, kop, wena, te sprawy.
    Ale koniec mnie rozbił.
    W dodatku w tle leciała jakaś przeklęta, smutna piosenka.
    Nakopię Claire do dupy.
    I Jackowi.
    CO ZA ŚWINIA! Dobra, wcale tak nie myślę.
    Jak można się na niego gniewać? Nie można. Ja też go kocham. Ona nic nie czuje do pieprzonego Adonisa i nie oszukujmy się już.
    Jestem załamana.
    Bardziej, niż wtedy, kiedy przespała się z Aaronem.
    A. I miałam w planie zrobienie u siebie "wybieraj między przyjacielem, a chłopakiem". Kompatybilność part 978384738463782.
    No i w ogóle moje małe dzieło może w pewnym stopniu być kompatybilne z twoim. Po części. Po bardzo małej i nikłej części, ale będzie.
    Ale Lucy nie będzie rzucać wazonami. Chyba.

    Wracając do rozdziału.
    Jestem załamana.
    CLAIRE DO CHOLERY, POWIEDZ MU TO, NO POWIEDZ!!!!!!!!!!
    Nosz kurde no.
    Jack zerwał z Vanessą.
    I pocałował Alice.
    Ale liczę, że jest jakieś logiczne wytłumaczenie tego, co zrobił.
    No i to tyle. Czekam na to, aż Claire zbierze się na odwagę. :D

    Hyhy, jesteśmy dla siebie najlepszymi motywatorami :D
    Licze na następny szybciej, bo tak się komplikuje, że potrzebuję więcejwięcejwięcej! :D

    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, właśnie za Twoimi monologami tęskniłam najbardziej ;__;
      Nie chciałam Cię zdołować <3

      Usuń
    2. Ucięło mi komentarz??? Na moim własnym blogu ucięło mi odautorski komentarz!
      Wiadomo, że porozumiewamy się telepatycznie <3 Kosmici tak mają HOHOHO NAJBARDZIEJ LAME TEKST EVER <3
      I jak publikuje się 2 razy to będzie jeszcze bardziej lame yay :3

      Usuń
    3. Hehe, właśnie sobie weszłam, żeby Ci powiedzieć, że ja tu czekam na następny rozdział (w ogóle to ja nie wierzę, że dopiero 10 dni minęło, mam wrażenie, że rozdziału nie ma od miesiąca :oo, no ale to 10 dni to i tak była masakra :<)
      hahahahahahahahah, ok, kosmitko :3

      PLUS
      Tylko nie denerwuj się na to, że Cię poganiam, a u mnie, nic, ok? XD Już jestem przy końcu, jak zepnę poślady to będzie szybciutko :3

      Usuń
    4. Pracuję nad następnym :D I chyba nawet będzie mniej dołujący??? Ale zrobimy tak - jak dodam, to będziesz miała 3 dni, żeby dodać swój :D

      Usuń
    5. Juuupi! Szał na sali- dałam radę i zaraz pojawi się rozdział :D Robię postępy :D

      Usuń
  7. Komplikujesz kochana. Już myślałam, że Claire powie prawdę Jackowi. Baa że już się zdobyła na szczerość a tu... dupa wołowa. Nie wiem dlaczego ale Aaron wydał mi się taki tępy. Przypadek? Jest niezręcznie ale gra gitara. Tak Katorga chce więcej komplikacji. Jeeee wszyscy ludzie wybiegają na ulicę i krzyczą: Chcemy więcej komplikacji. Do tego dochodzi taniec w którym wszyscy machają pupciami i rączkami w takt uuuułooooo łoooo. Dobra to nie miało sensu. Teraz napiszę coś co ma sens. Chcę więcej! Pozdrawiam :)

    [kapciuuszek.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Twoje komentarze <3
      Dziękuję, robię co w mojej mocy.

      Usuń
  8. JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE NIE POINFORMOWANO MNIE O NOWŚCI U CIEBIE?!
    JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE TY TAK ZALEGASZ Z NOWOŚCIAMI U MNIE? ( no dobra, to akurat wiem, uznajmy, że jesteś wytłumaczona).

    Anyway.

    Boooże, niech ona oleje tego Ramsey’a, no umówmy się gdzie on, a gdzie Jack. (Wilshere’yzm mi się włączył, jak zawsze w takim momencie). Tępa dzida z niej. (przepraszam. wymsknęło mi się)

    Niech im się przydarzy jeden, JEDEN JEDYNY moment dobrego timingu, kiedy w końcu się dogadają co im obojgu leży na wątrobie.

    PS Ja nie widzę nic złego w mówieniu o sobie w 3 osobie. Sama często tak robię. To podobno jeden z objawów osobowości narcystycznej…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. CHCIAŁAM BYĆ MIŁA A TY MI TU CLAIRE OD TĘPYCH DZID WYZYWASZ???
      WIESZ NA KIM JEST WZOROWANA! WIESZ NA KIM JEST WZOROWANA ;__;

      Usuń
    2. najwyraźniej nie idzie Ci to wzorowanie <3

      Usuń
  9. http://true-lies-blogstory.blogspot.com/2013/07/rozdzia-7vii.html?spref=tw

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń