Control, alt, deleted
Control, alt, deleted
Control, alt, deleted
Reset my memory
Upiłam spory łyk złocistego płynu uwieńczonego pianą i położyłam się na trawie, upewniając się wcześniej, że miejsce, które obrałam sobie na spoczynek jest wolne od wszelkich niespodzianek, jako że jakieś dziesięć minut wcześniej w jedną z takowych wdepnęłam. Co najdziwniejsze Aaron poszedł w moje ślady i usadowił się podejrzanie blisko mnie samej, a to oznaczało, że nie jeden, a dwa największe odmieńce odłączyły się właśnie od reszty znajomych. Zerkałam na niego co chwilę, ale dołożyłam wszelkich starań, by tego nie zauważył, bo był taki piękny, że cholernie mnie to onieśmielało i wolałam nie myśleć o tym jak słabo prezentowałam się na jego tle. Oddałam się kontemplacji przyrody. Kogo ja chcę oszukiwać? Nienawidzę przyrody o tej porze roku. Te wszystkie owady, które zrobią wszystko, byleby wyprowadzić cię z równowagi i doprowadzić do ich finalnego spotkania z kapciem i moje przekrwione oczy, będące efektem alergii na to całe kwitnące ustrojstwo zazwyczaj nie napawają mnie optymizmem.
Zastanawiałam się czy on tak na serio. Czy naprawdę mnie lubił. Przecież graniczyłoby to z cudem. A już na pewno przestałby mnie lubić, gdyby wiedział o pewnych sprawach. Na przykład o tym, że kilkakrotnie go śledziłam (przypuszczam, że i tak o tym wie, bo byłam przy tym średnio subtelna), zakładałam fikcyjne konta na facebooku, pisałam o nim wiersze, a mój najlepszy przyjaciel podpowiadał mi co robić, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Właśnie przypomniałam sobie fragment tej wątpliwej jakości poezji.
Aaron, Aaron, mój ty Adonisie,
Cały dzień rozmyślam o twoim...
Hej, nie osądzajcie mnie, nie mówiłam przecież, że to były dobre wiersze. Niektórzy domorośli poeci czerpią inspiracje z życia; ja osobiście kieruję się moją zbyt wybujałą wyobraźnią, spaczonym poczuciem humoru i skłonnością do mówienia o niezbyt przyzwoitych rzeczach. I tak zacytowałam tę najbardziej subtelną część.
-O czym myślisz? - spytał nagle, a ja w odpowiedzi dosyć sugestywnie zakasłałam. Nie chciał wiedzieć.
-O śmierci.
Po czymś takim po prostu musiała zapaść cisza. Możliwe, że powiedzenie prawdy byłoby mniej niepokojące.
Pewnie leżelibyśmy tak dalej, milcząc jak te ciołki, gdybym nie usłyszała pewnej piosenki. Przez moment wydawało mi się, że śnię, ale potem wydedukowałam, że naszym tajemniczym dj'em musiał być Wilshere.
-"Wonderwall"? Co do... - warknęłam, ale wolałam nie kończyć zdania. Wspomniałam temu idiocie, że nie ma idealnych randek bez Oasis. Jak łatwo się domyślić nie mówiłam wtedy do końca poważnie. Doceniam to, że się starał, naprawdę. Problem w tym, że wolałabym nie odczuwać jego obecności w tak dosłowny, niemalże namacalny sposób.
-Zrobiło się dziwnie. Może lepiej się stąd wyrwiemy?
-Mam ochotę na sorbet truskawkowy i precle - odparłam, co w moim języku oznacza zwykłą aprobatę dla jego propozycji. Nie ukrywam, że trochę bałam się zostać z nim sam na sam. Poważnie zaczęłam się martwić o swoje życie, mając na uwadze to, co jak mantrę powtarzał mi Jack. Każda nieskazitelna istota ma jakiś defekt. Ramsey przynosił pecha.
***
3 dni wcześniej
Minęły dwa tygodnie od owego incydentu, do którego doszło pomiędzy mną, a Wilsherem. Był to czas błogiego odpoczynku - unikania najlepszego przyjaciela, ale jeśli dołożyć do tego jeszcze udawanie, że Alice nie istnieje, to zrobi nam się niezły emocjonalny bałagan.
Wciąż się wahałam. Co prawda dotarcie pod jego dom nie było taką znowuż trudną do zrealizowania podróżą przez tysiące mórz i oceanów, ale stwierdziłam, że skoro już tam byłam...
-Idiotka! Skończona idiotka! I co ja mu powiem? Hej, pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? Właśnie! Ja też staram się o nim zapomnieć! Och, Jacky jak to cudownie, że tak doskonale się rozumiemy! Też za mną tęskniłeś? Daj spokój, bo się zarumienię! Przepraszam, że ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu, ale postanowiłam zająć się nauką, sam rozumiesz, wykształcenie może się w przyszłości okazać całkiem przydatne. Ehh, gówno prawda! Kogo ja chcę oszukać? To było niezręczne, nieodpowiednie i ogólnie nie na miejscu, dlaczego to zrobiłeś? - Tak mniej więcej wyglądała moja próbna rozmowa, czyli monolog wygłoszony pod jego drzwiami zanim otworzył je w najmniej oczekiwanym momencie i wprawił mnie w osłupienie. Jak wiele mógł usłyszeć? - Cześć!
Chwila, co to za dziecko? Dlaczego Wilshere trzymał na rękach niespełna metr stuprocentowej rozkoszy? Nie mógł spłodzić go w tak krótkim czasie, prawda? Przecież bobas miał już co najmniej rok.
-Wejdziesz do środka?
Przyjacielu, uważaj na to co mówisz. Gdybyś mieszkał w Mystic Falls, to najprawdopodobniej już byś nie żył.
-Co to właściwie... - przymrużyłam oczy, próbując ocenić skalę prawdopodobieństwa, że jakaś mamuśka zgłosiła się do Wilshere'a z cudownym przekazem w stylu: "to twoje". Jakieś dwanaście miesięcy plus dziewięć miesięcy ciąży... O MÓJ BOŻE, nawet go jeszcze wtedy nie znałam. A co jeśli wyjechał na wakacje i zapłodnił jakąś losowo wybraną turystkę na plaży nudystów? - Byłeś może kiedyś na plaży nudystów? Mówiąc "kiedyś" mam na myśli "ze dwa lata temu".
-Nie - odparł lekko zmieszany, a ja mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą. Przynajmniej nie doszło do tego w miejscu publicznym.
Mały potworek zaczął płakać. Tak, teraz jakby bardziej przypominał domniemanego ojca. Wiecie, te przeraźliwie wysokie dźwięki wydawane z tak maleńkich płuc, to gniewne spojrzenie, rączki zaciśnięte w piąstki i wytrzeszczone do granic możliwości oczy. No, mini Wilshere jak nic.
-Och, po prostu mi to daj - warknęłam, kiedy ten niekończący się lament nawet mnie samą zaczął lekko irytować.
-"To"? Ty nieczuła jędzo!
-Przepraszam, nie powinnam tak mówić o twoim potomku. - syknęłam cierpko, by po chwili diametralnie zmienić ton głosu. - Kto jest najsłodszym stworzeniem na świecie? No kto? No kto?! - wybełkotałam i wbrew pozorom adresatem tych słów nie był Jack. Mały wyciągnął do mnie rączki, więc niemalże siłą wyrwałam go z objęć Wilshere'a i zaczęłam nim lekko kołysać. Dlaczego ludzie z reguły boją się przekazywać w moje ręce coś tak cennego jak... no nie wiem, ich dzieci?
-To nie moje dziecko. Jak w ogóle mogłaś...
-Dzięki Bogu!
-To syn Vanessy.
Świetnie.
Korzystając z okazji (w końcu i tak było już do bólu niezręcznie, więc co mi tam, uczyńmy tę chwilę jeszcze bardziej krępującą) przełknęłam głośno ślinę i próbowałam zmusić się do powiedzenia na głos tego, co powinnam była powiedzieć już jakiś czas temu, ale gdy tylko otworzyłam usta, słowa zwyczajnie ugrzęzły mi w gardle. Nie byłam gotowa na to, żeby spieprzyć to wszystko, a on wyglądał tak uroczo, opiekując się maluchem, że nie mogłam już dłużej podważać autentyczności tego czegoś pomiędzy nim a Vanessą. Ta przyjaźń znaczyła dla mnie więcej niż cokolwiek innego, po co miałabym więc wywlekać temat dotyczący czegoś, co nie miało znaczenia, a mogłoby za to skomplikować dosłownie wszystko?
-Masz może nutellę? Strasznie zgłodniałam. - I tak oto sama rozwiązałam problem rozmowy, do której nigdy nie doszło. Nie osądzajcie mnie. Poziom serotoniny w moim organizmie spadł tak drastycznie, że to nie mogło już dłużej czekać. Głos zdrowego rozsądku w mojej głowie (tak, Orlando Bloom znowu przejmował nade mną kontrolę) kazał mi jednak dodać: - Przepraszam za to, co wtedy powiedziałam. Wiesz, że cię nie nienawidzę, prawda?
-I mówisz to, bo naprawdę tak myślisz, czy zrobisz wszystko, żeby zaspokoić swoją chcicę na słodycze? - uniósł jedną brew, przyglądając się jak raz po raz robię coraz głupsze miny, byle tylko rozbawić malucha. - Ja też przepraszam. Miałaś rację. Byłem beznadziejnym przyjacielem.
***
-Alice! Moja Alice! Tęskniłam! - zapiszczałam histerycznie na widok lekko zdezorientowanej szatynki. Mierzyłam ją wzrokiem z góry na dół, zupełnie jakbym nie widziała jej całe wieki. Odizolowanie się od przyjaciół źle na mnie wpłynęło. Desperacko łapałam się każdego potencjalnego kontaktu z ludźmi, dlatego kiedy tylko zobaczyłam ją pod moim domem, postanowiłam puścić wszystko w niepamięć. To tak jakby pierwsza wyciągała rękę, prawda? Skoro miałyśmy już białą flagę, to wypadało teraz tylko udawać, że nic się nie stało. Nie, wcale nie przeszkadzało mi to, że mój Bogu ducha winny braciszek padł ofiarą jej babskich sztuczek. Wspólne oglądanie seriali, te wymieniane między sobą spojrzenia, żarciki, które rozumieli tylko oni, sekrety, którymi się ze sobą dzielili - ja naprawdę przeczuwałam, że coś takiego prędzej czy później nastąpi, ale po tym wszystkim co usłyszałam z jej ust na jego temat po prostu nie sądziłam, że będzie to wyglądało w ten sposób i jakoś przymknie oko na to, że Andrew to (i tu pozwolę sobie zacytować szanowną Barnes) frajer, który dał sobie wmówić, że żadna nie oprze się jego rzekomemu urokowi.
-Właściwie to przyszłam do twojego brata, ale...
Och, nie psuj tej chwili, Alice!
Zacisnęłam usta w wąską linię, jednocześnie starając się robić dobrą minę do złej gry. Nieważne. To nic takiego. Doprawdy nie obchodzi mnie to, że chciała się zobaczyć z tym kretynem, a ja od razu zaczęłam sobie wyobrażać Bóg wie co. Jak ja ją czasami idealizuję!
-Przepraszam, że nazwałam cię pieprzoną hipokrytką - palnęłam, rzucając się jej w ramiona. - Przepraszam, że byłam tak okropna, ale ty wiesz, że moje zachowanie wynikało z czystej troski, prawda? Przepraszam, po stokroć przepraszam! Za wszystko.
-Nazwałaś mnie pieprzoną hipokrytką?
-Nie sprawdzasz zbyt często twittera, co? - spojrzałam na nią przepraszająco, ale ponieważ nie do końca wiedziała o co mi chodzi, szybko zmieniła wyraz twarzy z "czekam na wyjaśnienia, do cholery jasnej" na "nie wiem, czy chcę wiedzieć". - Mam problem.
Dziesięć minut później
-Chcesz wiedzieć czy nie? - złapała mnie za ramiona, lekko mną potrząsając, a kiedy teatralnie przewróciłam oczami, uznała to za odpowiedź twierdzącą. - Dobrze. Odegrajmy jeszcze raz tę scenkę.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
-Jasne! - oświadczyła, zamykając drzwi tuż przed moim nosem. - Po prostu powtórz to, co wtedy powiedziałaś tym samym tonem, a ja spróbuję ocenić, jak wiele mógł usłyszeć.
-Dlaczego to zrobiłeś? To było niezręczne. Całkiem miłe, przyjemne i zaskakujące, ale przede wszystkim niezręczne. - Dobra, wiem, że nieco mnie poniosło i poprzednia wersja była znacznie uboższa o tego typu "komplementy", ale nie liczyło się to co mówiłam, a znaczenie miała jedynie rozpaczliwa chęć przetestowania szczelności drzwi wejściowych tudzież ich odporności na moje gadanie od rzeczy. - Wiesz co, koniec końców nie byłoby to takie złe, to znaczy byłeś nie najgorszy i w ogóle, ale cholera jasna, co ty sobie myślałeś?
-Hej, Claire - na dźwięk tych słów dosłownie zadrżałam. Starałam się możliwie najdłużej odwlec w czasie moment finałowego spotkania twarzą w twarz, ale nie mogłam wiecznie stać tyłem do niego, bo średnio grzecznie to wyglądało. Poza tym miałam nadzieję, że oto na moich oczach stanie się cud i brązowooki ostentacyjnie zdejmie z uszu słuchawki, narzekając na to, że słuchał tak głośno muzyki, że pewnie ogłuchnie jeszcze przed trzydziestką.
-Wilshere! Cześć! Jacky, Jacky, Jacky! Dobrze cię widzieć, Jack!
-Pamiętasz jak mam na imię! Środy z fifą, o tym chyba też nie zapomniałaś?
-Pamięć nigdy mnie nie zawodzi. Wejdź!
Totalnie zapomniałam o środach z fifą.
Przepuściłam go przodem, po czym odtańczyłam taniec upokorzenia, polegający mniej więcej na tym, że uderza się otwartą dłonią w swoje czoło (z nadzieją, że w ten sposób pobudzi się mózg do pracy) w rytm piosenki o zwodniczym tytule "ty skończona kretynko" i jednocześnie przytupuje się nogą dokładnie tak jak robi to każde uparte stworzenie, gdy coś pójdzie nie po jego myśli. Zanim zdążyłam wejść do środka, zza drzwi nieśmiało wychyliła się Alice.
-Myślę, że wszystko słyszał.
-Tak ci się wydaje? - syknęłam ironicznie, porządnie poirytowana. Nawet jeśli za pierwszym razem niczego nie usłyszał, to po tej drugiej przemowie coś tam jednak musiało mu się otrzeć o uszy.
________________________________________
Chyba obiecałam komuś, że rozdział pojawi się 30 kwietnia. Cóż, nie wyszło. Nie dlatego, że nie był gotowy, czy coś. Mam poważne problemy ze stresem i snem. Jestem na tyle głupia, że nie pomyślałam o tym, że pisanie mnie odpręża. Mniejsza z tym. Postaram się pisać nieco częściej (ale nie na tyle często, żebyście mieli mnie dość, oczywiście).
Rozdział oficjalnie dedykuję flawless Oli, bo chociaż wiem, że jest w teamie Rilshere, to jednak kocha Aarona na tyle mocno, żeby mi to wybaczyć i być może nawet jęknąć ciche 'aww' przy tym wstępie. I jest 'Wonderwall'! :')
Zacznę od tego co mnie uderzyło:
OdpowiedzUsuń„Na przykład o tym, że kilkakrotnie go śledziłam (przypuszczam, że i tak o tym wie, bo byłam przy tym średnio subtelna), zakładałam fikcyjne konta na facebooku, PISAŁAM O NIM WIERSZE”. O tym ostatnim nic nie wiem… :D
Zapoznasz mnie z twórczością? :D :D
Anyway, generalnie proponuję olewkę dla Ramseya. Nic nowego ;P
A co to Claire i Jacka – ja w ogóle nie widzę przyczyn żeby się tłumaczyć, a ponadto proponuję powtórzyć akcję/urozmaicić.
To teraz już wiesz co masz napisać.
No.
Pozdrawiam,
Em - ciocia dobra rada
Nie powiedziałaś mi nawet jak podoba Ci się twórczość Claire :'(
UsuńZnowu mi się u mnie nie wyświetla małe cholerstwo, ale jestem czujna i wypatrzyłam sama, hyhy
OdpowiedzUsuńCzytam :D
Przez cały rozdział się śmiałam. Claire mnie rozwala, hahaha :D
UsuńPoczątek mi nawet nie przeszkadzał (widzisz jak dobrze sobie radze, z tym, że istnieje jeszcze Aaron? w sensie, że oprócz Jacka), chociaż zrobiło się zbyt romantycznie jak na mój gust. Ale w sumie byłoby romantycznie, gdyby to nie była Claire z Aaronem, hyhy :D
OMG, serio Claire? Jak ona wgl mogła pomyśleć, że to jest dziecko Jacka? No szczyt wszystkich głupich pomysłów. Chociaż to lepsze od wersji- DZIECKO VANESSY. Bo to, że jej dziecko jest u Jacka jest po prostu niepokojące. Oni się do siebie zbliżają :< A! No i kto by pomyślał, że Claire będzie miała podejście do dzieci, ho ho.
Fajnie, że się zgrały z Alice. Słabo, że Jack usłyszał to, czego nie powinien usłyszeć. Ale to Claire. To było do przewidzenia...
Krótko jakoś dzisiaj :< To znaczy, niby normalna długość rozdziału, ale czuję niedosyt. Dawaj szybciutko następny. I nie moglibyśmy mieć Cię dość, nawet gdybyś dodawała codziennie :D
Całuski :*
Przepraszam, znowu mam mały problem z tym jak długi powinien być rozdział, żeby nie nudzić i żeby pomieścić to wszystko co ma się w nim dziać :C
UsuńZbyt romantycznie jak na Twój gust? Aaron widział ją już w samym ręczniczku, leżenie na trawie to doprawdy nic wielkiego.
Wiesz, w sumie to nie do końca wiadomo co Wilshere usłyszał i tego się trzymajmy :3
MOJA DROGA NAWET GŁOŚNE AWWWW! ❤❤❤❤ i wonderwall :3 z ciężkim sercem, ale ciągle jestem w teamie Rilshere :D
OdpowiedzUsuńI wiesz co po przeczytaniu tego i kilku innych Twoich wierszy doszłam do jednego, ale jakże mądrego wniosku CHCĘ TWÓJ WIERSZ NA MATURZE /prosi/ :'D
okok i teraz moment dla mnie ASDFHJFHAVADJDJDJDHAFAGSDBDDJD rozdział z dedykacją dla mnie awwwwwwwwwwwww awwwwwwwwwwwww awwwwwwwww kocham Cię :3 a na pocieszenie dla samej siebie napiszę, że tylko 2 tygodnie i wrócę do żywych wohooo więc przygotuj się :D
O tym, że rozdział oczywiscie świetny pisać nie muszę prawda? ;D
Nie zdążyłam wydać tomiku poezji, such a shame, ale życzę Ci, żebyś znalazła w arkuszu twórczość, reprezentującą podobny poziom :3 Taką dosłowną, swojską i raczej bez podtekstów.
UsuńLove you more& can't wait :')
Hahaha, twórczość o Aaronie XD Naprawdę próbowałam znaleźć inne słowo, ale rym był jednoznaczny. Wiem jaki był zamiar, ale mówię sobie: no nie, musi być też jakieś inne słowo. BOŻE JAKIE JA MAM ROZKMINY. Jak dobrze żyć wśród ludzi o podobnych skojarzeniach XD Boże jedyny, Vanessa + dziecko. Wyczuwam kłopoty -.- Nie skreślam Aarona, ale wgl mi nie pasuje do Clarie. I nowy szablon piękny! Jack taki męski, awwww.
OdpowiedzUsuńAaron nie pasuje do Claire? Hmm zabrzmiało trochę jak wyzwanie, watch out :3
UsuńOkej, no właśnie ja obserwuję, a u Ciebie nic nowego! A taka jestem spragniona Twojego Jacka!
UsuńOstatnio narzekałaś, że krótko, więc teraz zapraszam na coś zdecydowanie dłuższego: nigdynieopuszczaj.blogspot.com
pozdrawiam!
Nowy rozdział będzie na dniach, obiecuję! TYM RAZEM NAPRAWDĘ SIĘ POSTARAM.
UsuńJezu!! Ten wiersz Clarie jest piękny :D. I taki... taki... twórczy! Nie wpadłabym na coś takiego ;D.
OdpowiedzUsuńByłam niemalże pewna, że coś tam jednak między Clarie a Aaronem się wydarzy a tu nic ;<…
Nadal jestem team Ramley, choć czasem podczas czytania twoich rozdziałów łapię się na tym, że wolę Rilshere!
Jack z dzieckiem na rękach... rozkoszny widok :D
"Wiecie, te przeraźliwie wysokie dźwięki wydawane z tak maleńkich płuc, to gniewne spojrzenie, rączki zaciśnięte w piąstki i wytrzeszczone do granic możliwości oczy. No, mini Wilshere jak nic." - haha, Clarie t ma porównania :D.
Spokojnie :D Po tym co się ostatnio wydarzyło musiałam trochę przystopować! Wspomniałam kiedyś, że Twoje cierpienie zostanie wynagrodzone i... NIC WIĘCEJ NIE POWIEM.
UsuńJe je je! Claire przedstawia taniec upokorzenia, zaś ja tańczę z radości. Boże jak ja się martwiłam, że nigdy nie doczekam rozdziału 14. Dziękuję pradawni bogowie! Czytając rozdział, cały czas się uśmiechałam, aż mi się zęby spociły... (Dlaczego jest tak gorąco?) Moje serce jest przepełnione nadzieją, że tym razem spragniona Twej twórczości, nie będę musiała długo czekać, hmm. Kończąc mój dramatyczny komentarz dodam: KOCHAM WIERSZE CLAIRE. Zastanów się nad specjalnym dodatkiem do bloga w postaci tomiku wierszy naszej zakręconej dziewczynki :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń[kapciuuszek.blogspot.com]
I tak jeszcze nawiasem mówiąc, fajnie wygląda ten taniec upokorzenia. (Próbowałam)
UsuńPoważnie zastanawiałam się nad kontynuacją wątku Claire-poetki :D Serio, chyba jeszcze wykorzystam ten motyw!
UsuńU mnie 5 ;) http://kapciuuszek.blogspot.com/
UsuńOCH, JAKI PIĘKNY NOWY WYGLĄD :3
OdpowiedzUsuńJaki piękny Jackuś *,*
mniam
Aww dziękuję :3 Namotałam trochę i w sumie później już nie chciało mi się niczego zmieniać, więc skoro nie jest tragicznie, to niech sobie na razie tak będzie.
UsuńWeeee waaaa wuuuu, rozdział! Doczekałam się w końcu, a myślałam, że się nie doczekam ;3
OdpowiedzUsuńCo do treści. HAHAHAHAHAHAHAHA wiersz Clair - mistrzostwo! Ma dziewczyna talent! Zresztą tak jak ty. Pięknie wszystko ubierasz w słowa *pokłony* Nie to co ja.
Ja jestem team Ramley, może dlatego, że ubóstwiam Jacka ;D Ale moment na trawie był the best - uśmiałam się!
Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział i zobaczyć, co konkretnie Wilshere usłyszał. Także dużo weny i czasu! Pozdrawiam! :)
Jakie 'nie to co ja'? Żartujesz sobie ze mnie? :3
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję :')
www.gunner-love.blogspot.com Zapraszam na nowość
OdpowiedzUsuń(komentarz u Ciebie jak skoncze informowac mam nadzieje ze wytrzymasz ta chwile )
wiersz o Aaronie? Hahha zabiły mnie doszczętnie. Rozłozyły mnie na łopatki, zwłaszcza ten przykładowy rym częstochowski xd
OdpowiedzUsuńhahha widzę pojednanie z Jackiem nie przyniosło takich efektów jakby chciała. Najpierw nie mogła z siebie nic wydusić,a jak juz to zrobiła to on ją wziął z zaskoczenia. I przepraszam bardzo... Vanessa? Ta kelnerka? CO jej dziecko do jasnej cholery robi pod opieką Wilshere... Tzn na pewno fajnie mieć niańkę Jacka, ale jego opiekuńcze ramiona są zarezerwowane tylko dla Clarie....
No i cieszę się, że ona i Alice jakoś doszły do porozumienia.
Plus martwi mnie rozkwitający romans z Aaronem
zapraszam na nowy na www.hold-me-love-me.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚledzę tą historię od jakiegoś czasu i wiedz, że odtańczyłam dziki taniec radości podczas sceny pocałunku z Jackiem (Team Rilshere!) więc kurde niech ona już sobie da spokój z Aaronem (nie żebym za nim nie przepadała, no skąd), mogą być przyjaciółmi, ale związku z tego nie będzie, nie może ;d Tak wiec teraz z panem Wilsherem polepsza swoje stosunki, odkryją, że się kochają i będzie pięknie, right?
OdpowiedzUsuńP.S. Popełniłam właśnie największy błąd w życiu zjeżdżając na sam dół i odkrywając gif z płaczącym Jackiem. To byl cios poniżej pasa, wiesz?
UsuńJeśli jesteś zainteresowana, zapraszam na rozdział 2 :) : http://przemokniete-serca.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń