Ten dzień pewnie nie różniłby się od wszystkich innych nudnych, pełnych dramatów (w końcu mówimy tu o moim życiu) dni, gdyby nie mały szkopuł. Pachnące nowością na kilometr, typowe, Claire'owe problemy.
Co z tego, że Wilshere milion razy powtarzał, że ten nasz związek pomoże mu wzbudzić zazdrość w jakiejś tam dziewczynie? Jak mogłabym mu uwierzyć, skoro ani razu nie widziałam jej na oczy? No właśnie. Kolejny błąd w moim rozumowaniu. Widziałam ją i to nie raz, czy dwa razy. Była kelnerką w naszym ulubionym pubie. Kompletnie nie rozumiałam dlaczego wzdychał do starszej o tysiące lat dziewuchy. No dobra, różnica wieku wynosiła jakieś 4, góra 5 lat, ale mimo wszystko... Serio, Wilshere, serio? Nie żeby sam zdradził mi swoją tajemnicę. A skąd. Musiałam się wszystkiego domyślić. Wiem, że myślenie nigdy nie było moją mocną stroną, ale było coś specyficzno-idiotyczno-obrzydliwego w sposobie w jaki na nią patrzył. Tak. Mówiłam to samo o pani Venturze. Niestety tym razem naprawdę ślinił się na widok....
-Vanessa tu idzie!
Ślinił się na widok Vanessy? Dosyć starcze imię, musicie to przyznać. Fuj.
Teatralnie przewróciłam oczami. Co prawda zerwaliśmy, ale jak mogłabym mu odmówić kiedy tak żałośnie prosił się o to, żebym ten ostatni raz urządziła jedną z naszych scenek? Usiadłam mu na kolanach i spojrzałam na niego z wyrzutem. Nagle wszystko stało się jasne. Jego kilkudniowy zarost nie był bynajmniej efektem zaniedbania. Próbował się postarzyć. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Nie mnie oceniać jego nieudolne metody na podryw. Moje były jeszcze gorsze.
-Wczoraj mówiłam pewne rzeczy, które mogłeś zrozumieć nie tak jak... - zaczęłam, obcesowo gładząc jego włosy. Jak najdelikatniej powiedzieć komuś, że się na niego nie leci, jednocześnie robiąc coś takiego? - Wiesz, że nie lecę na ciebie, prawda? Nawet gdybyś w samych bokserkach zaśpiewał dla mnie "Wonderwalla", to i tak nie miałbyś na co liczyć.
-Dzięki. To strasznie miłe - odchrząknął znacząco, po czym powrócił do wertowania wzrokiem swojej kelnerki. Skąd się biorą te cholerne ogniki w oczach faceta, ilekroć ten napotka na swojej drodze długonogą istotę? - Byłaś pijana. Nie musisz się mi tłumaczyć.
-Po czterdziestce mogę zmienić zdanie, pamiętasz?
Zadzwonił mój telefon. Sięgnęłam po torebkę i wtedy prawie cała jej zawartość wylądowała pod naszym stolikiem. Niewiele myśląc zanurkowałam tam. Skąd mogłam wiedzieć, że ta jego Mary (to imię bardziej jej pasuje) się nam przygląda. No więc stoliki są tak ułożone, że jakby to możliwie najbardziej obrazowo powiedzieć, nie widać co znajduje się pod nimi, bo otaczają je te solidne, skórzane siedzenia. Spokojnie pozbierałam wszystkie rzeczy. Trochę mi to zajęło. Tylko kobiety zrozumieją jak wiele pierdół może pomieścić damska torba. Wyszłam tą samą drogą, którą tam weszłam, czytajcie: wspięłam się po Jacku. Wychodząc z kryjówki porządnie uderzyłam głową o spodnią stronę drewnianego blatu, czym zwróciłam na siebie uwagę paru osób. Być może niepotrzebnie tyle czasu spędziłam gapiąc się na szatyna, kiedy na wysokości mojego wzroku znajdowało się jego krocze. Dopiero kiedy zobaczyłam ten przygłupi uśmieszek, błąkający się po jego twarzy zrozumiałam jak mogło to wyglądać. Ja - rozczochrana i zmarnowana, wychodząca spod stołu na klęczkach...
Mogło być gorzej, prawda?
Proszę, zabijcie mnie.
Spoglądałam na Wilshere'a błagalnie, ale ten nadal tkwił w tej dziwnej euforii. To po prostu nie mogło wyglądać dobrze.
Wzbudzenie zazdrości w Mary? Żaden problem!
Ale kogóż to moje zaspane jak zwykle oczy ujrzały w tej grupce gapiów? Już miałam zawołać Alice po imieniu, kiedy zauważyłam, że nie jest sama. Trzymali się za ręce. Oto za moment miałam poznać tożsamość jej tajemniczego wielbiciela.
Odwróć się wreszcie, frajerze, powtarzałam w myślach.
-Andrew? - pisnęłam rozpaczliwie, kiedy natarczywe napastowanie wzrokiem "zagadkowego mężczyzny" wreszcie przyniosło efekty i mój brat spojrzał na mnie ukradkiem. W tym momencie naprawdę zapragnęłam umrzeć. Dlaczego wśród wszystkich mężczyzn w tym mieście, musiało paść akurat na tego idiotę?
***
-Jesteś na mnie zła? - usiadła na brzegu mojego łóżka i szturchnęła mnie w ramię, żebym wreszcie zwróciła na nią uwagę. To nie był dobry moment na tego typu rozmowy. Być może moja reakcja na "dobre wieści" była przesadzona, ale spróbujcie postawić się w mojej sytuacji. Ten palant uprzykrza mi życie od momentu moich narodzin, podrywa wszystko, co się rusza i bez skrupułów rzuca te swoje dziewczyny po jakimś tygodniu. Nie chciałam, żeby podobny los spotkał moją najlepszą przyjaciółkę. Jednocześnie miałam pretensje do samej siebie o to co się stało. Przegapiłam ewolucję tego kiełkującego od Bóg wie kiedy "związku". Głupia, naiwna ja. Pozwalałam im razem oglądać "Skazanego na śmierć". Tak to się wszystko zaczyna. W dodatku byłam tak zajęta własnymi problemami, że nie zdołałam uchronić jej przed tą bestią.
-Nie jestem zła. Jestem wściekła, Alice! To nie potrwa długo. Nie będę cię pocieszać po tym jak cię zostawi, a wiem, że zrobi to cholernie szybko. Ile razy mówiłam ci, że to frajer? Czy ty wszystkiego musisz przekonać się na własnej skórze? - i tak właśnie zraziłam do siebie kolejną (po Aaronie) osobę. Poszło zadziwiająco łatwo.
Wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Całkiem możliwe, że nie opuściła nawet budynku. W końcu to innego Rileya miała teraz na głowie, albo raczej w głowie.
***
-Wilshere, mam problem.
-Nie teraz, Claire.
-Wilshere! Proszę cię...
-Claire, to krępujące! - no dobra, tu muszę przyznać mu rację. Mogłam poczekać w jego pokoju czy coś. Ale nie, Riley musiała wejść do łazienki i bezceremonialnie usiąść na zimnych kafelkach, kiedy ten brał prysznic. I tak szyby były tak zaparowane, że nie byłam w stanie nic przez nie zobaczyć. Nie, żebym próbowała. Zerknęłam tylko raz. Jeden jedyny raz.
-Zajmij się sobą, a ja trochę tu trochę pomarudzę i sobie pójdę.
-Czy to nie może poczekać?
Jasne, że może! Fuknęłam coś pod nosem i skierowałam się do wyjścia. Krzyknął coś w stylu "zaczekaj", usłyszałam nawet jak drzwi kabiny prysznicowej się otwierają, chyba próbował mnie dogonić, ale resztki dumy nie pozwoliły mi się odwrócić. Do dziś tego żałuję.
Nikt nie miał dla mnie czasu, a ja musiałam się z tym pogodzić.
***
-Mogłam się domyślić, że to ty - warknęłam, otwierając drzwi. Od razu podeszłam do włącznika światła i bez głębszego zastanowienia wyłączyłam je, a musicie wiedzieć, że było już bardzo późno.
-Dlaczego w ogóle to zrobiłaś? - krzyknął lekko zdezorientowany Jack.
-Nie ma make-upu, nie ma światła. Koniec dyskusji.
-Wiele razy widziałem cię przecież bez makijażu.
-Tak ci się wydaje? - złapałam go za rękę i zaprowadziłam na sofę. To przerażające, że o tej porze w tej okolicy panuje niczym nieograniczony, mrożący krew w żyłach mrok . Kiedy mówię, że było ciemno, to mam na myśli: było tak cholernie ciemno, że musiałam oświetlać sobie drogę telefonem, a i tak potknęłam się co najmniej sto razy zanim na dobre usadowiłam się na miękkiej kanapie.
-Możesz ze mnie zejść? - spytał w końcu szatyn. Zagadka rozwiązana. Dlatego było mi tak wygodnie.
-Czy to twoja ręka na moim udzie?
-Po prostu zapal to pieprzone światło.
-Nie! - zaoponowałam w niepokojąco ostry sposób. Już ja wiem jak wyglądam o tej porze. Jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy, ale wolałby nie oglądać mnie w tym stanie. Ułożyłam się tam jak na kozetce u terapeuty i położyłam nogi na jego udach. Tak mi się przynajmniej wydaje. Było naprawdę ciemno. - Jestem beznadziejna. Schrzaniłam na całej linii.
-Przestań się nad sobą użalać. Po części przyłożyłem się do tego zamieszania z Aaronem. Naprawię to, obiecuję.
Usłyszałam hałas na zewnątrz. Nie pytajcie mnie jak to zrobiłam. W każdym razie spadłam na ziemię i pociągnęłam za sobą Jacka, który upadł wprost na mnie i praktycznie zmiażdżył mi żebra. Byłam przerażona. Wydawało mi się, że ktoś próbuje włamać się do mieszkania.
-Jack... - przemówiłam w końcu drżącym głosem, ale on tylko przyłożył mi rękę do ust, żebym była cicho. Czyżby również się bał? Jeśli tak, to nie powinien tego okazywać w ten sposób, bo spotęgował tylko moją paranoję. Po chwili ktoś wszedł do środka. Dostałam palpitacji serca. Chciałam, żeby szatyn mnie puścił, więc z całej siły szarpnęłam za jego koszulkę, a w efekcie po pomieszczeniu rozniósł się odgłos rozrywanego materiału. Ups. Poważnie zaczęłam żałować, że nie zapaliłam tego światła, mógł ominąć mnie bowiem zgoła interesujący widok. Nie minęło jednak więcej niż dwadzieścia sekund kiedy zrobił to ktoś inny. Konkretnie Andrew.
-Wynajmijcie pokój - skwitował, a wtedy zza jego pleców wyrosła Alice. Jeszcze jej mi tam brakowało. Wolałabym, żeby znaleźli nas w mniej jednoznacznej, czy też nie-tak-jak-powinno-być-znacznej sytuacji. Wilshere jak na zawołanie zabrał rękę z mojej twarzy. Musiało to wyglądać na jakieś sado maso.
-Jak możesz mnie osądzać, podczas gdy ty robisz coś takiego ze swoim "przyjacielem"? - wycedziła, nadmiernie akcentując ostatni wyraz. - Alaire właśnie umarła.
23 godziny później
Naprawię to, obiecuję... - czyż to nie dokładny cytat z wypowiedzi Wilshere'a?
Jacky ewidentnie nie jest osobą, która powinna brać się za naprawianie rzeczy. Gdyby porównać go do jakiegoś fachowca, dajmy na to hydraulika, to byłby tym niskim, otyłym, ze spuszczonymi zdecydowanie za nisko, rozciągniętymi gaciami. Jeśli zachowałby jednak aktualny wygląd, byłby najbardziej rozchwytywanym hydraulikiem w okolicy. Ale do rzeczy.
Stałam naprzeciwko Ramseya w samym ręczniczku, kurczowo ściskając go na wysokości biustu. Pewnie zastanawiacie się co Ramsey robił w mojej sypialni? Dobra, dobra, domyślam się, że kwestia mojego ubioru lub raczej jego braku jest bardziej istotna, by nie rzec zagadkowa. Tu musimy ponownie odgrzebać motyw Wilshere'a jako mojego zbawcy. Wróciłam z łazienki i zastałam tę dwójkę w mojej sypialni. Nim zdążyłam choćby kiwnąć palcem, Jack wybiegł z pokoju i zamknął drzwi na klucz, po drodze krzycząc coś na kształt: "wasza dwójka musi ze sobą poważnie porozmawiać". Ktoś tu wyraźnie przesadził i o dziwo pierwszy raz w życiu to nie ja byłam tą osobą. Niestety znał mnie aż za dobrze i wiedział, że gdyby tego nie zrobił, to pewnie uciekłabym stamtąd, krzycząc po drodze jakieś skromne lalalalala, byleby zagłuszyć namowy przyjaciela do szczerej rozmowy. Zastanawiały mnie jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze jak udało mu się tu ściągnąć Aarona, skoro ten był dla mnie śmiertelnie obrażony? I przede wszystkim - dlaczego nie pozwolił mi się nawet ubrać?
-Co do... - w tym miejscu najchętniej zaklęłabym siarczyście, ale to bardzo brzydki nawyk, więc warknęłam tylko coś pod nosem, słysząc jak Wilshere schodzi po schodach. A co jeśli dostałabym ataku serca spowodowanego nadmierną perfekcją Aarona i wymagałabym reanimacji? Cholera jasna, właśnie uświadomiłam sobie, że byłam nieco zbyt roznegliżowana, toteż nie był to odpowiedni moment na snucie tych moich durnych rozważań. -Daj mi sekundkę - oświadczyłam po czym zrobiłam coś dosyć zaskakującego. Weszłam do szafy, która swoją drogą nie należała do największych szaf, więc naturalnie nieźle się tam poobijałam. Ubrałam pierwsze lepsze łachmany, które wpadły mi w ręce i wyszłam, albo raczej wyleciałam z niej razem z całą stertą ciuchów. W normalnym świetle to co założyłam wyglądało jeszcze gorzej. Nieważne. Starałam się nie myśleć o tym, że mam na sobie tę dziwną koszulkę w kaczuszki, która po wciśnięciu odpowiedniego miejsca zaczynała kwakać. - Mówiłam prawdę.
-Wiem, Jack o wszystkim mi powiedział.
-Każdy czasami używa dziwnych metod, żeby kogoś... tak jakby... zdobyć?
Wow, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mocno oberwałam w głowę. Nie wiem tylko, czy pogorszyło mi się przez zderzenie ze stolikiem dzień wcześniej, czy może dobiło mnie wnętrze tej złowieszczej szafy. Najwyraźniej meble bardzo mnie nie lubią.
-Próbowałaś mnie zdobyć?
Świetnie, chyba jednak Wilshere nie wspomniał mu o kilku drobiazgach. Właściwie to ominął najważniejszą część znaną również jako nieustanne próby zeswatania mnie z Aaronem. Czy ja właśnie przyznałam się, że...
Nie, to nie mogła być prawda. Nawet ja nie jestem aż tak głupia.
Wolałabym to przemilczeć, ale skrzyżowałam ręce na piersiach i wtedy odezwała się moja bluzka. Myślę, że to kwa, kwa było wystarczająco wymowne i podsumowało moje aktualne odczucia.
-Będziesz musiał udawać, że tego nie słyszałeś.
-Jeśli cię to pocieszy, to moim najgorszym tekstem na podryw było: chcesz mieć w sobie coś walijskiego?
Było coś rozczulającego w tej rozpaczliwej próbie rozluźnienia gęstej jak jego nieskazitelne włosy atmosfery. Sposób, w jaki wypowiedział ostatnie zdanie wywołał u mnie wybuch histerycznego śmiechu. Prawie zapomniałam o tym, że jeszcze kilka minut wcześniej paradowałam przed nim w tym pieprzonym, kusym ręczniczku. Zresetowałam swoją pamięć po raz trzy tysiące pięćdziesiąty trzeci w tym tygodniu. Nie, wcale nie zrobiłam z siebie kretynki. Widzicie? To działa.
______________________________________
Troszkę mnie chyba poniosło.
Jak zwykle boję się reakcji Karolli, ale masz troszkę Rilshere'a, więc chyba będziesz usatysfakcjonowana, co?
"chcesz mieć w sobie coś walijskiego?" hahahahahahahahahahah
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię, Twojego lame bloga :3 nic więcej nie napiszę :D
Zacznę od tego, że „podstołowa” scena rozwaliła mnie na łopatki xD Nie,Claire, to wcale nie wyglądało dwuznacznie. To wyglądało wręcz jednoznacznie xD
OdpowiedzUsuńAle skupmy się na tym, co nastąpiło potem... Alice&Andrew? Poważnie :o? Czy może być coś bardziej kijowe niż związek brata z przyjaciółką?
nie dziwię się Claire, też bym pewnie tak zareagowała ;) Jednak mam nadzieję, że się z Alice dogadają :(
Przechodzimy do sceny łazienkowej... „Nie, żebym próbowała. Zerknęłam tylko raz. Jeden jedyny raz.” Ta. Pewnie. Ehe. Już ci wierzę.
No i kontynuacja, czyli scena w ciemnym pokoju… Dobra, wiadomo, że to nie o makeup chodziło. Chodziło żeby np. przypadkowo usiąść na Jacku, czy później przypadkowo go na siebie położyć. Proste.
I chciałam dodać, że jak dla mnie, to ta ostatnia scena zupełnie zbędna. Przecież ona wcale nie chce Aarona! Pewnie wyskoczy przez okno no nie? Wyjdzie szybem wentylacyjnym… czy coś. Prawda? :D
To by było na tyle.
To byłam ja.
Em.
No i czekam na nast. :D
JA CI DAM 'ZBĘDNĄ SCENĘ' ZŁOŚLIWCZE!
UsuńClarie to chyba jednak.... No cóż nie chodzi tutaj o to, że ona nie rozumie ślinienia się do starszej do Jacka kelnerki, co może bardziej jest o to zazdrosna ;D No i ta scena pod stołem. Hahha. Misja wykonana, kelnerka zazdrosna :D (albo zniesmaczona xd)
OdpowiedzUsuńNo i proszę najlepsza przyjaciółka z bratem Claire... Niesamowity szok musiała przeżyć... No i cóż niby ją ostrzegła,a skończyło się tylko kłótnią, ale tak to już chyba jest w tej miłości, że nie chce się dostrzegać złych stron związku. I właśnie to chyba przytrafiło się Alice.
Dalej scena w ciemnościach salonu.... Za krótko trwała. Myślałam, że się rozkręci, chociaż jakiś pocałunek (rany! oni jeszcze się nie całowali prawda?)... No a tu proszę... Niestety wparowali Alice i Andrew....
No i potem spotkanie z Aaronem sam na sam w ręczniku. Jezuuuu spaliłabym się ze wstydu. No ale generalnie... Musze to powiedzieć.... Aaron wydaje się być tutaj taką fajtłapą. "próbowałaś mnie zdobyć? na prawdę? nigdy bym nie wpadło na to, że taka dziewczyna jak Ty może chcieć kogoś zdobyć" A jednocześnie jest takim typem kozaczka, których strasznie nie lubię osobiście "chcesz mieć w sobie coś walijskiego?" really?:D Nie wiem jak Ty na to wpadasz :)
P.S. Nowośc na www.gunner-love.blogspot.com
P.S.2 Mam nadzieję, że komentarz nie uraził Cię ani trochę.
PS.3 Bardzo doceniam to, że informujesz mnie na początku swojej listy czytelników
Nie, jeszcze się nie całowali, ha! :')
UsuńGdyby miała się pojawić taka scena, (absolutnie nie spojleruję i nie mówię, że się pojawi), to byłoby to chyba o wiele bardziej spektakularne, albo przynajmniej bardziej in Claire way.
Idealnie podsumowałaś Aarona :') Od początku miał być taki pełen sprzeczności. Pechowiec, który udaje cwaniaczka.
Ad 1. Wreszcie mam co poczytać do poduszki :')
Ad 2. Nie uraził, nie uraził :3 Mówiąc delikatnie poprawił humor.
Ad 3. Wiadomo, tyle razy nawaliłam, że teraz już pamiętam.
Shit, nie wiem czy to jakiś problem z blogspotem, bo mam Cię na liście blogów i nic mi się nie wyświetliło, że dodałaś nowy post. A już się zaczęłam martwić, że nowości nie ma! o Boże, mam nadzieje, że ta kelnerka to nie Lauren XD No i przede wszystkim Jack team<3, ale dziś trochę też Aaron! Nie to, żebym chciała, żeby główna bohaterka miała w sobie coś walijskiego XD KOCHAM JAK PISZESZ! Cudo, oj cudo!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :) (yourkindoflove.blogspot.com)
dziękuję :3 kelnerka to Vanessa. nie ma nic wspólnego z Lauren, uwierz.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO mój Boże! Tak oto religijnie podsumowałam moje zadowolenie. Dzięki mojej porytej, bujnej wyobraźni wyraźnie widziałam sytuacje opisaną w ostatnim akapicie. Jack wybiega z pokoju, zamyka drzwi i niczym mała dziewczynka zatyka sobie uszy piszcząc" musicie poważnie porozmawiać" nie wspomnę już, że mógłby to zaintonować niczym mężczyzna z reklamy pilarki stihl i jego życiowa rola: "hmmm to poważna sprawa". Czy Claire kiedykolwiek będzie żyła nie pechowo. Zaczynam się poważnie obawiać o jej życie dorosłe. Odpukałam już w niemalowane fakt, że jako matka włożyłaby dziecko do pralki. A ja się pytam! Gdzie jest motyw użycia sprzętu RTV AGD? A sorry był prysznic jako użytek życia codziennego. Przez Ciebie już nigdy inaczej nie spojrzę na wyłącznik światła. W dodatku zbliżają mi się egzaminy... a jak nie daj Boże w rozprawce nawiąże do:"chcesz mieć w sobie coś walijskiego? ". Oj może nie będę krakać. Czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńkapciuuszek.blogspot
zapamiętam :D jak najczęściej będę rzucać jakieś aluzje związane ze sprzętem codziennego użytku, obiecuję :')
Usuńdziękuję, szczerze kocham Twoje komentarze.
NO ŻE PRZEPRASZAM, ŻE CO?! Dlaczego on mi się nie wyświetlił?! Dobrze, że mnie uświadomiłaś, czytam.
OdpowiedzUsuńBoję się, skoro Ty się boisz.
Fuck.
Czuję tutaj Aarona. Dobrze czuję, prawda?
OMG, co za emocje
A jeszcze nie zaczęłam hahaha
Wdech i wydech
Czytam.
OK. Wiem, że później będzie gorzej, więc od razu będę komentować każdy fragment, bo coś czuję, że jak już dojdę do tego, którego ty się boisz, to nie będę w stanie skomentować nic innego.
UsuńCO?! PANI VENTURA?! Omg, Wilshere!
Czy to by było przesadą, gdybym myślała, że Jack chce (może i podświadomie) wzbudzić zazdrość w CLAIRE, a Claire jest totalnie zazdrosna o panią Venturę? Pewnie to byłoby przesadą. Ale wiesz. Nadzieja.:D W sumie to bardziej sądzę, że oni się wciąż oszukują, że to tylko PRZYJAŹŃ. I jeszcze ten tekst Claire: "Wiesz, że nie lecę na ciebie, prawda?"
No kogo ona chce o szukać? Mi kitu nie wciśnie, O NIE
Hahah, akcja pod stołem dobra :D To WCALE nie wyglądało dwuznacznie. Cóż, pierwsze co pomyślałam, kiedy padła na kolana to właśnie to, że do będzie wyglądało podejrzanie xD
HAHAHAHAHA, ANDREW! Andrew powrócił! <3 Alice? To było w jakiś pokręcony sposób do przewidzenia, że oni mogą być razem. Tak sobie teraz myślę. Ale jestem trochę jak Claire, byłam zbyt zajęta relacją Claire-Jack-ewentualnie.Aaron, żeby cokolwiek podejrzewać.
Ej. Jestem rozczarowana. Z tej łazienkowej (to zawsze musi być łazienka, prawda? :D :D) akcji mógł wyjść taki przyjemny prysznic :( I oczywiście bardzo wierzę, że Claire nie próbowała zauważyć Jacka przez tą zaparowaną kabinę, JASNE :D
Gdyby to nie była Claire i jej totalna ofiarowatość, to mogłabym zapytać "no właśnie! kto robi coś takiego ze swoim ?". Ale to wciąż Claire...
Pieprzony Wilshere i jego pieprzone naprawienie sytuacji.
NO I KURDE
Nie
O rany
Wdech i wydech
To, że ona się przyznała, że chciała go zdobyć jest kolejnym krokiem, który zbliża ich do siebie.
A ja rozpaczliwie nie chcę, żeby się do siebie zbliżali
Ale wiesz co jest w tym najgorsze?
Że ten jego nieudolny podrywowy tekst (który swoją drogą nie wiem skąd wytrzasnęłaś, hahahahaha) i to wszystko co wzbudzało we mnie litość, to sprawia, że on się wydaje taki.. bezbronny i słodki.
Ale to nie Jack. Oto jego minus.
Ale wiesz co? Jack mnie wkurza! TAK! Bo kurde ma Claire na wyciągnięcie ręki, a próbuje ją zeswatać z Aaronem. No to dobra, będzie miał za swoje, mhm, zobaczymy czy naprawdę będzie taki szczęśliwy, jeżeli rzeczywiście byliby razem. Pff
No. Więc podsumowując, skoro Aaron jest słodki (?!), a Jack mnie wkurza (i leci na panią Venturę, OMG!) to w sumie niech się zbliżają, a co mi tam. Niech ten pechowiec ma trochę szczęścia, nie? xDD
Jestem bardzo usatysfakcjonowana. Serio.
Tym, że Jack zamiast rzucić się na Claire zamyka ją w samym ręczniku z Aaronem, żeby sobie porozmawiali i ma chrapkę na panią Venturę.
Dobra, no.
Byłam gotowa na to, że z Aaronem to nie koniec itd.
I może nawet fajniej będzie jak Claire i Jack W KOŃCU wylądują na podłodze (najlepiej z rozerwaną koszulką Jacka i z Claire w samym ręczniku haha :D) nie przez niezdarność Claire, ale podczas mega namiętnego pocałunku itd. i jestem pewna, że to mi wynagrodzi to, że Claire chce/chciała zdobyć Aarona.
Zakładając, że kiedykolwiek Claire będzie z Jackiem.
Ale nie dopuszczam do siebie innej mysli.
No i Aaron jest jednak SŁODKI (w jakiś pokręcony, dziwny i niezrozumiały dla mnie sposób), więc...
OK.
Jestem tylko emocjonalnym wrakiem i sama nie wiem do myślę, a mój komentarz przeraża mnie w swoim braku sensu i poskładania.
Aha!
Nie nienawidzę Cię.
I bez względu na Aarona i tak Cię uwielbiam. <3
Wynagrodziłaś mi to (ok, może prawie) Jackiem pod prysznicem.
Wybacz za te emocje, nieogarnięcie i wgl TO wszystko w tym komentarzu. Ale przecież lubisz te moje monologi :D
Co ty ze mną robisz? xD
I jestem obrażona na blogspota, że nie poinformował mnie wcześniej, pff
Kończę.
Czekam na następny, bez względu na to co ma się w nim wydarzyć i nawet postaram się to wszystko zaakceptować.
CAŁUSKI! <3
OMG
UsuńWłaśnie pobiłam rekord długości komentarza.
Jak na to patrzę, to myślę sobie, że chyba jestem nienormalna.
E tam nie jesteś nienormalna. Przeczytałam wszystko i się zgadzam :D Jack zdecydowanie powinien rzucić się na Claire w ręczniku <3
UsuńKarolla, na litość boską! w życiu nie widziałam dłuższego komentarza :D
Usuńej ej ej VANESSA to nie VENTURA
Ventura jest nauczycielką po pięćdziesiątce.
Vanessa 4-5 lat starszą od Claire kelnerką.
TAK, MAM SŁABOŚĆ DO KELNEREK.
Mówiłam to samo o pani Venturze. Niestety tym razem naprawdę ślinił się na widok... (...)
Ślinił się na widok Vanessy? Dosyć starcze imię, musicie to przyznać. Fuj.
dobra, można to było odczytać w ten sposób, ale wcześniej jest wzmianka o tym, że chodzi o kelnerkę. to skomplikowane, wiem.
Wiem, zaszalałam. To wszystko przez ze emocje xD
UsuńAHAAA!
Wiedziałam, że chodzi o kelnerkę. Ale po wprowadzeniu pani Ventury, pomyślałam "wtf? dlaczego pani Ventura jest kelnerką?" hahahaha xD
W sumie koniec końców i tak wychodzi na to, że leci na kogoś starszego i (według Claire, więc nie wiem czy w to wierzyć) nieatrakcyjnego, tym samym nie rzucając się na Claire, więc i tak ma u mnie za to minus.